czwartek, 26 września 2013

Wjeżdżam, zjeżdżam i zagnieżdżam się...

... w budzie windy, tej blokowej mitulindy, tryńdyryńdy. Jak pisał (a któż-by inny) pan Białoszewski (pozdrawiam klasę i panią J., po raz kolejny). Windy nie mam, ale życie w bloku faktycznie ma w sobie coś z życia w mrowisku (nie, żebym próbowała). Jakie są uroki życia w bloku - wie każdy, kto próbował ;). Słychać. Kichanie, kasłanie, kłótnie, życie... łazienkowe, tak to nazwijmy. Sąsiad sam sobie robi jacuzzi w wannie. If you know, what I mean. Brr. Ciągle remonty. Jak nie na klatce, to u kogoś. Papierosy na klatce. Nocne posiadówki na ławce pod oknem naszej sypialni. Cieknące skrzynki z kwiatami.

No i samo mieszkanie. Te krzywe ściany i podłogi, ta "wspaniała" wentylacja, ta ustawność pokoi... U nas wszystko jest... małe. I o ile można stwierdzić, że jest przytulnie - wszak jakieś pozytywy być muszą! - to wszelkie manewry są utrudnione, a fantazję czy chęć urządzania dość konkretnie blokuje metraż.

Moje mieszkanie jest super. Naprawdę. Ma niecałe 37m2, dwa pokoje, małą kuchnię, mikro łazienkę i mikro balkon. Lubię je, bo czuję się w nim w domu, a nie tylko jak w przechowalni. Lubię je, bo jest i jest moje. Nie każdy może tak powiedzieć. Cieszę się, bo niewielkim nakładem udało się przeistoczyć je z typowo dziadkowego w znośne :). W dużym pokoju była gigantyczna meblościanka, gigantyczna kanapa, stół i trzy fotele (!!!). I dywan na ścianie. Ścianę kuchni zaś zdobiła kolekcja ceramicznych kufli, a podłogę dwie warstwy gumoleum. Że nie wspomnę o sypialni, gdzie jakimś cudem pomieścił się tapczan, komoda, szafka nocna, stolik i dwa foteliki, dwie makatki na ścianach i dwie półki. Uff. A teraz jest znośnie. Daleko od ideału. ideał musi jeszcze poczekać. Może i dobrze, życie przed nami, trzeba mieć o czym marzyć i do czego dążyć.

Poszaleliśmy. Czasem po prostu chce się coś zmienić, coś odświeżyć. Choćby taki szczegół, jak pościel. Od wczoraj śpimy w grochach :D Sypialnia wygląda trochę jak sklep ze słodyczami. Może przyniesie kolorowe sny?


Druga zmiana podyktowana jest względami praktycznymi - luby musi gdzieś pracować. Bo pisanie przez pół dnia uzasadnienia na kolanach jest więcej niż męczące. Zatem, od teraz mamy mini biurko w dużym pokoju. Wpasowało się nieźle, a "pan Kamil jest bohaterem w swoim domu", złożył i się cieszy. A ja z nim.


 Aj, wszystko się da. Za to sąsiad czasem odbierze polecony dla nas, a my dla niego. Psa pogłaszcze. Ktoś podziękuje za przytrzymanie drzwi. A z jacuzzi pozostaje się tylko śmiać.

A Wy jak sobie radzicie z urokami wielkiej płyty?






2 komentarze:

  1. U nas niby nie "wielka płyta" a jest dokładnie to samo:) Czasem zrywam się z kanapy bo mam wrażenie, że ktoś wchodzi do domu a o tylko sąsiadka. Też wszystko słychać:) Najbardziej jak jest mecz w tv:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie czasem się zastanawiam, gdzie najlepiej mieszkać. Kiedyś koniecznie chciałam stare budownictwo, bo grube ściany, wysokie sufity i wielkie okna. Moja przyjaciółka - inżynier, dla której budowa to chleb powszedni, mówi, że tylko wielka płyta, a są też zwolennicy nowego budownictwa... No nic, dużego wyboru i tak nie miałam ;) Jeszcze kiedyś stanie ten dom na Suwalszczyźnie...

      Usuń