niedziela, 29 lipca 2018

Poważna panna czterolatka

I znowu koniec lipca, po raz czwarty wspominamy pamiętny wieczór, kiedy złe samopoczucie zrzuciłam na sok z rabarbaru... Do dziś u nas w domu funkcjonuje żart, że po rabarbarze się rodzi...
W środę córu skończyła cztery lata. Cztery!!! Szok i niedowierzanie.
Mówię Wam - takich urodzin jeszcze nie mieliśmy. Kalina od dwóch tygodni męczyła nas wiele razy dziennie kwestią urodzin, a ja myślałam, że jeszcze raz usłyszę słowo "prezenty"  a skoczę oknem. To chyba pierwsze takie w pełni świadome urodziny, z pojęciem przeszłości i przyszłości  odliczaniem dni i planowaniem.
Sobota była dniem imprezy, dziecina z podniecenia wstała po 6 i obudziła moją mamę stojąc przed nią w koronie, bransoletkę. Królowa jest tylko jedna.
Najechało nam dziadków, w tym roku wszyscy. Tyłu gości na raz jeszcze nie mieliśmy. Kalina dostała szałowe prezenty, był tort z Elsą i Anną. Były baloniki i proporczyki. Była specjalnie na tę okazję kupiona suknia. Jubilatka wymęczona do granic, przyjęcie przypłaciła solidną histerią. Ale warto było, bo przez ten jeden dzień była prawdziwą królową.







A na koniec takie porównanie. Różnica czterech lat, pół metra i 13 kilo :)
Rośnij szczęśliwa, córu!

niedziela, 15 lipca 2018

La dolce vita... w Reszlu

Znacie Reszel? Nie znacie? To żałujcie. I nadróbcie przy okazji. To piękne miasteczko korzeniami sięgające średniowiecza, a swoim klimatem, zabudową, kolorami i sielskością przywodzące na myśl włoskie miasteczka. Mój mąż zauważył, że nawet psy szwędają się tu tak samo jak we Włoszech. Dzisiejszy poranek powitał nas apetytem na ciasto oraz pytaniem "to co dziś robimy ", zatem dodawszy dwa do dwóch, pojechaliśmy do Reszla właśnie. Nie ma to jak pojechać kilkadziesiąt kilometrów na ciasto. Ale uwierzcie, warto. Tuż przy kościele, mieści się kawiarenka Dolce Vita. Prowadzą ją dwie przemiłe panie i podają nieziemskie ciasta, które same wypiekają. I to duże porcje tych ciast. Popite pyszną kawą i niebiańską wręcz czekoladą, przyjemnie rozlewały się po brzuszkach.
Tyle kalorii należy spalić. Człowiek po trzydziestce nie spała kalorii od samego oddychania. Zatem w ramach siłowni - wspinaczka na wieżę kościelną. Kilka pięter stromym drewnianymi schodami, wymieniając się w niesieniu 16-kilowego ciężaru (córki, znaczy się). Pot leje się z czoła, nogi się trzęsą, ale widok wszystko wynagradza. Reszel widziany z góry wygląda jak patchworkowa kołdra z pomarańczowych kwadracików. I jest otoczony polami i pagorkami. Cudo.
Zszedłszy na dół, przemaszerowaliśmy jeszcze parkiem wzdłuż rzeczki Sajny. Piękny, dostojny, drzewa stare i wielkie. Na jedzenie, wywietrzeni, zła żeni, zdążyliśmy do auta akurat przed burzą. Po drodze było nieciekawie, potoki wody z nieba i drzewa na drodze. Brr. Ale dzień bardzo udany, to lubię!










wtorek, 10 lipca 2018

Dobrze być w domu

Warszawa i po Warszawie. Było cudnie, jak się zbiorę, to napiszę. Ale teraz cieszę się z powrotu. Z mojej kochanej zaściankowości. W stolicy na próżno szukałam tego zapachu. Olsztyn większość roku pachnie wakacjami. Wodą i lasem. Dziś buszujemy z młodą po Starówce  Zobaczcie, jak tu pięknie!