wtorek, 28 lutego 2017

Kusiamy wiosi

...czyli szukamy wiosny po kijankowemu. Śmiesznie gada to moje dziecko, ale dziś nie o tym. Dziś o tym, co wszyscy już widzimy i czujemy... ONA jest już naprawdę blisko!!!

Oj, jak powietrze pachnie, jak ptaki się odzywają, jak się człowiek budzi i jakoś tak bardziej mu się chce...

Na trawnikach pierwsze kwiatki, na gałęziach bazie, ptaki kluczami zlatują do domu.

Dziecina w lżejszej kurtce i butach, nie chce już siedzieć w wózku (i dobrze!), a biegać, latać, wyprowadzać lalki i wojować kijkiem.

Wiosno, nadchodź, czekam z otwartymi ramionami!





niedziela, 26 lutego 2017

Sztuka... randkowania

Drodzy Czytacze, luksus nad luksusami, wypas nad wypasami. Państwo poszli do kina! Pierwszy raz od jakichś trzech lat!!! No bo jak tu chodzić, jak nie ma z kim zostawić potomkini, a seansów dla mam w naszej Pipidówce nie ma...

Moja mama, najlepsza z najlepszych, jak zwykle okazała się godna powyższego tytułu i, korzystając z ferii, przybyła, zobaczyła i... no, w sumie zwyciężyła, a na pewno poradziła sobie śpiewająco z opieką nad wnuczką. A rodzice jak z procy, jak charty ze smyczy, wypadli do kina. Po trzech latach abstynencji, wybór filmu to nie lada zagwozdka, człowiek chciałby nadrobić, a pewnie nigdy nie nadrobi... Padło na "Sztukę kochania", bo bardzo chwalone, co nie tak często się zdarza w polskim kinie. Nie zawiedliśmy się, film bardzo dobrze zagrany, nakręcony i okraszony muzyką, z humorem, ale i refleksją... Sceny jak na polskie kino dość ostre, ale do przeżycia, zwłaszcza, że raczej temat i postać bohaterki moze coś - niecoś sugerować.

Po kinie rura do domu, zaopatrzeni w kolejną Maszę w saszetce dla dzielnej porzuconej córu. Dla babci uściski i zwolnienie do domu.

Cudownie złapać chwilę oddechu. Chwilę normalności. Chwilę bez kreskówek, ksiażeczek, kucyków, serka białego i buły z majonezem.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Jak poczuć się znowu małą dziewczynką?

Nie oszukujmy się. Wiele rzeczy kupujemy dzieciom, bo chcą tego one same, bo modne, bo popularne, bo zalecane. Ale jakiś tam % kupujemy... bardziej dla siebie. Ojcowie kupują kolejki, jakie sami mieli. A ja... kupiłam kucyki.

Dziecię ma koleżankę, Zosię. Zosia jest o rok starsza, co czyni ją już z definicji wyrocznią i idolką. I rzeczona Zosia ma caaaaałe pudło kucyków. I Kalinie omal oczy nie wypadły na ten widok. Wszelkie twory koniopodobne są od zawsze pożądane - czymś jednak przesiąkła w domu bądź z mlekiem mym wyssała. Matka postanowiła zatem sprawić i Kijance (bo tak o sobie mówi córu) pudło kucyków.

Ale ale! Póki jeszcze dziecku w miarę wszystko jedno - ja decyduję! I jako, ze nowe kucyki są w mojej ocenie paskudne, wstrętne, anorektyczne, etc., postanowiłam poszukać kucyków, jakie pamiętam ze swojego dzieciństwa. Bez trudu, na serwisie aukcyjnym, znaleźć można kucyki generacji trzeciej za śmieszne pieniądze. Za jakieś 40 zł, Kalina wzbogaciła się o blisko 10 sztuk.
Generacja trzecia ro jeszcze nie jest "to" (a może raczej 0- JUŻ nie jest), ale jest dla mnie zadowalająco bliska. Kucyki mają kształt konia, a nie skrzyżowania elfa z żyrafą, mają kucykowe mordki, mają nozdrza, ich oczy nie zajmują 90% głów, mają serdelkowate ciałka. Wieczór po ich przyniesieniu z poczty spędziłam czesząc grzywy, ignorując krzywe spojrzenia rzucane mi przez małża.

Jednakże, czując wciaż niezaspokojoną nostalgię, zaczełam przeczesywać internet szukając kucyków z generacji pierwszej. Moich. Wzorów z lat 80. O tłustych brzuszkach, pachnących boczkach, rozmarzonych minach i często dość akrobatycznych pozach. Zagraniczne serwisy oferuja znacznie więcej niż rodzime, no ale jednak fat nie wygrania tych 11 milinów w Totka powstrzymuje mnie od zamówienia tony niemieckich zabawek za równowartość pensji... Udało mi się za to znaleźć kilka wzorów, któ©e sama miałam. Powspominałam liczne zabawy z moimi przyjaciółkami, Moniką  i Karolcią. patrz, Moni, co znalazłam!
Nawet nie pamiętam, co się z nim stało... Gdybym wiedziała, ze kiedyś będę mamą dziewczynki...








(wszystkie zdjęcia zapożyczone z internetu)

No, czyż nie były śliczne?
małe porównanie, najwyraźniej ten sam kucyk, Applejack, wersja 1980 vs 2015
Eeee... mnie kojarzy się z tym:
;)

PS. Jeśli ktoś zamierza teraz wywalać oczami, ze piszę o pierdołach, że swiat się wali, a ja o kucykach...
... to niech wywala. Zapewniam, że martwi mnie, co się dzieje, przeraża nasza scena polityczna, że płaczę nad psami z pseudohodowli i koniem w piwnicy pod Kazimierzem. Że bujam się z niską płacą. Ale to mamy wszyscy, tym nas zalewa internet. I wystarczy mi zamartwiania się, bo nie nadążam farbować siwych włosów. Więc tak, dziś o kucykach. Smacznego!