poniedziałek, 28 listopada 2016

Już nie taka mała

Dawno nie pisałam, co tam u Kaliny. Oj, dzieje się. Dwulatki są paskudne ;). Bunty, fochy, histerie, własne zdanie na każdy temat i "nie" jako uniwersalna odpowiedź. Znamy, znamy...

Ale to też czas niesamowitego rozwoju. Widać, jak z dnia na dzień coś przybywa. Nowe słowa, zdania, nowe zabawy, masa umiejętności.

Kalina co prawda należy do dzieci niespieszących się z mówieniem, ale postęp jest ogromny i już wreszcie kleci proste zdania. Gada strasznie też przez sen. Zaczyna też myśleć i bawić się bardziej abstrakcyjnie. Potrafi na przykład wskakiwać do piaskownicy, sypać piasek i mówić, że tam są rybki i że je karmi chlebem. Albo sytuacja z wczoraj. Leżę zbolała, bo coś mnie rozkłada. Kalinka wskakuje na łóżko z krawatem ojca, bandanką i drewnianą żabą na kijku. Owija mnie szmatkami, a kijek uparcie wciska pod tyłek.
- Kalineczko, co ty, dziecko drogie, robisz...?
- Dzidzia doktor! Mamie kuj kuj pupie. Ała ała, pomuś!

Szczęka mi opadła. No tak, oglądałyśmy bajkę o chorej dzidzi u lekarza i o zastrzyku...

Poza tym, nadal jest bardzo sprawna manualnie i, jak chcę, bardzo cierpliwa. Opanowała oberanie jajek na twardo i wykrawanie ciasteczek.

Fascynuje ją kuchnia, gotuje swoje musy owocowe i co tam dopadnie. pora pomyśleć o garnuszkach dla niej.
Zaczyna też określać, co lepi i co rysuje. I czasami nawet jest to do czegoś podobne :P

Poza tym, zabawa w chowanego i siadanie w pudełkach. Zrobiłam jej taki fajny domek dla lelek. To sama w nim usiadła. Jak to określiła moja uczennica (i przyjaciółka, bo my to już takie swoje jesteśmy) B., "Kalina przyszła w gości. GULIWERKA!". Bardzo trafne.


wtorek, 22 listopada 2016

Świąteczny nastrój, czas: start!

Jeszcze miesiąc i znów będą święta! Klasycznie, nie mogę się doczekać. To nieuleczalna choroba i dobrze mi z tym. Gwiazdka wciąż cieszy tak samo, a odkąd jest Kalina, to jeszcze bardziej. Chcę, aby pokochała święta tak jak ja, żeby też tak ich wyczekiwała. Żebyśmy szykowały się do nich tak jak kiedyś ja i moja mama.

Na razie córu moja jest jeszcze mała, umie pokazać i nazwać choinkę i Mikołaja ("Kojaj!"), ale nic poza tym. Pewnie za rok będzie już dość kumata na list do Świętego, na kalendarz adwentowy.

Póki co, sama muszę zadbać o swój nastrój. I co roku pod koniec listopada zaczynam gromadzić świąteczne magazyny. Kocham przeglądać przepisy, patrzeć na zdjęcia świątecznie udekorowanych wnętrz, te wszystkie światełka i gwiazdy na każdej stronie. Lubię czytać o świętach dookoła świata. Na co dzień nie kupuję gazet, ale przed Gwiazdką robię wyjątek. To taki mój mały rytuał :)

niedziela, 20 listopada 2016

Co ja jadę?!

Zauważyłam, że zauważyliście :) Króciuchny filmik z Łosiego grzbietu (nie sposób nie poznać - "tylko jeden ma TAKĄ grzywę", jak napisała Ewa). Ale, że jak to, zapytacie. Przecież miało być już never ever. No, miało. Ale nigdy nie mów nigdy. Moja jeździeckość, obudzona i pobudzona jazdami na Koniu Kreciku (jak Kalina nazywa Sekreta), wymyśliła sobie maleńką rewolucję w związku z Łosiem. Rewolucja zakładała zakup padu do jazdy na oklep i wdrożeniu hipoterapii. Czyli jazdy stępem na imć seniorze, o ile oczywiście jego kondycja pozwoli. Dla mnie powrót do przeszłości i do najlepszego z koni, a dla niego urozmaicenie i poczucie bycia przydatnym.

Jak widać na powyższym zdjęciu, nastawienie mieliśmy zgoła różne :)

Koń Łoś zdziwiony był wielce wizytą w hali i moim tarabanieniem się nań. Ale chyba był kontent. Maszerował dziarsko i raźno, parskał, dwa razy nawet lekko się spłoszył. Ale co tam! Koń Teklan to koń, na którego po trzech latach wsiadasz i jedziesz. I już. Pamięta wszystko - ustępowanie, łopatkę, do ręki przyjdzie. Nie żadne Grande Prrr, a skąd! Ale dla mnie wzruszające.

I, jak za dawnych lat, był z nami mój tata. Najznamienitszy człowiek - multifunkcja, kibic - fotograf - luzak - sponsor. Lubią się z Łosiem. Zresztą, jak tu go nie lubić, jak on taki nasz.

Jestem mega szczęśliwa.





niedziela, 6 listopada 2016

Listopadowy las

Dziś taka aliteracja w tytule.
Październik nas nie rozpuszczał (no chyba, że dosłownie - w wodzie), listopad przywitał nas nie lepiej - ziemia wygląda, jakby nie mogła przyjąć już ani kropli więcej. Zimno. Pachnie dymem, a ostatnie liście niemrawo chyboczą się na gałęziach.
A my szukamy piękna. Korzystamy, że akurat nie leje. Dziewczyny w auto i do lasu. Tam jeszcze tli się płomienny pomarańcz między drzewami, jeszcze  śpiewają ptaki.
Widać i czuć, ze las już zasypia. Zaraz będzie zima.