niedziela, 20 listopada 2016

Co ja jadę?!

Zauważyłam, że zauważyliście :) Króciuchny filmik z Łosiego grzbietu (nie sposób nie poznać - "tylko jeden ma TAKĄ grzywę", jak napisała Ewa). Ale, że jak to, zapytacie. Przecież miało być już never ever. No, miało. Ale nigdy nie mów nigdy. Moja jeździeckość, obudzona i pobudzona jazdami na Koniu Kreciku (jak Kalina nazywa Sekreta), wymyśliła sobie maleńką rewolucję w związku z Łosiem. Rewolucja zakładała zakup padu do jazdy na oklep i wdrożeniu hipoterapii. Czyli jazdy stępem na imć seniorze, o ile oczywiście jego kondycja pozwoli. Dla mnie powrót do przeszłości i do najlepszego z koni, a dla niego urozmaicenie i poczucie bycia przydatnym.

Jak widać na powyższym zdjęciu, nastawienie mieliśmy zgoła różne :)

Koń Łoś zdziwiony był wielce wizytą w hali i moim tarabanieniem się nań. Ale chyba był kontent. Maszerował dziarsko i raźno, parskał, dwa razy nawet lekko się spłoszył. Ale co tam! Koń Teklan to koń, na którego po trzech latach wsiadasz i jedziesz. I już. Pamięta wszystko - ustępowanie, łopatkę, do ręki przyjdzie. Nie żadne Grande Prrr, a skąd! Ale dla mnie wzruszające.

I, jak za dawnych lat, był z nami mój tata. Najznamienitszy człowiek - multifunkcja, kibic - fotograf - luzak - sponsor. Lubią się z Łosiem. Zresztą, jak tu go nie lubić, jak on taki nasz.

Jestem mega szczęśliwa.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz