sobota, 7 października 2017

Prawie przedszkolak

Z racji różnych życiowych zawirowań - głównie kwestii przeprowadzki - Kijanka nie poszła do przedszkola. Pewnie i dobrze, i niedobrze. Tak wyszło i już. Ale, ze ciągnie ją do dzieci, rodzice zaczynają powiewać nudą, a dziecię rozsadza energia, to matka zapisała pociechę na razie na zajęcia przygotowujące do roli przedszkolaka. Prowadzone są w lokalnej księgarni dla dzieci przez znaną (lokalnie) animatorkę. I to był chyba dobry pomysł. Raz w tygodniu (za rzadko, zdecydowanie!), dzieciaczki spotykają się, aby bez udziału rodziców bawić się, uczyć, czytać, liczyć, tańczyć, malować, ale też dzielić się, czekać na swoją kolej, stosować się do poleceń. Kalina zachwycona, zapamiętała imiona koleżanek - na pewno będziemy chodzić!

Przeprowadziliśmy się!

Juhu!
Piszę pierwszy post z nowego domu, siedząc na swoim własnym poddaszu, pod kosem, patrząc w niebo... Czasem kawki kłócą się lub tłuką orzechy o dach tuż koło mnie. Deszcz dudni prawie jak pod namiotem. Wiatr hula w kominie. Nogi bolą po wspinaczce, ale przecież chodzenie po schodach jest zdrowe i mamy nadzieję zgubić cellulit (ja), brzuszek (małż) i trochę energii (ja i małż, w sensie, ze córka zgubi). Tylko pies niekontent, patrzy na nas z wyrzutem "eee, serio, człowieki...? Tyle schodów? MŁA?". Ale za to ma tuż za blokiem super chaszcze, w które uwielbia chodzić.

Przeprowadzka, jak to przeprowadzka - sajgon. Mieliśmy tydzień małżowego urlopu, szybkie malowanie i wożenie gratów naszym mikro terenowym wozem, bus wynajęty na dwa dni - może i dobrze, ze tylko, bo był w takim stanie, ze do trzeciego dnia mógł normalnie nie dożyć - i moi nieocenieni rodzice do pomocy. Nie muszę chyba mówić, jak się nosi ciężkie toboły na czwarte piętro bez windy...? I jak się na nie wnosi 72-litrowe akwarium, które mimo spuszczenia większości wody nadal waży tonę...? Moi mężczyźni są najdzielniejsi na świecie!

No, ale - mieszkamy! W sumie trochę nadal w dwóch pokojach, bo w salonie mamy raptem akwarium i sprzęt grający. Wciąż czekamy na narożnik, witrynę, szafkę rtv, regał... Trudno. I tak jest git. Jest przestrzeń, człowiek nie obija się o wszystko, może śmiało maszerować. Kuchnia jest piękna i możemy jak ludzie zjeść właśnie tam, a nie przy stole wrzuconym w poprzek salonu, pasującym jak pięść do nosa... Kalina ma szałowy, 16-metrowy pokój, w którym zmieściły się wszystkie zabawki, nowe szafy, piękny dywanik we wzór stajni z pastwiskami (nieee, mama wcale nie wciska dziecku swojej pasji...). Mamy wielką, ustawną łazienkę, a w niej cud nad cuda - pralko - suszarkę, która wypluwa SUCHE ciuchy! No przeszał to jest!

A do tego wszystkiego piękny widok na panoramę miasta, park, alejki, wspomniane chaszcze, piękna jesień, tramwaj pod domem... Jest mi tu bardzo dobrze. Niby to tylko mieszkanie, ale człowiek odetchnął. Że ma miejsce, że ma ŁADNIE, że nie wstyd gości zaprosić, że kiedyś Kalina zaprosi koleżanki i się pomieszczą w pokoju, i będzie mogła być z tego pokoju dumna... To tak naprawdę bardzo wiele.

Kilka mignięć mojego nowego M, drodzy Czytacze!