sobota, 25 października 2014

Umarł król, niech żyje król!

Takie to życie. Nie ma już Tytusa. Starość i choroba go dopadły i przebywa już w Krainie Wiecznych Łowów.

Ale bojowniki uzależniają. Chce się mieć kolejnego. I kolejnego. I tak dalej.

Od dziś mamy Gniewosza. Tym razem wściekła czerwień. Jest piękny i naprawdę bojowy.

Razem z nim przyszły kolejne dwie samiczki - obie niebieskie! Mamy już 3 :) Ale każda inna - nasza stara jest duża i lekko fioletowa, a nowe: jedna jasna i pękata (przez co nazwana przeze mnie Imbryczkiem), a druga zupełnie jak Tytus.

A, no i kokos przyszedł. Schron taki. Cocomo zwany ;)








niedziela, 19 października 2014

Łosiowo mi!

Tak na przekór temu, co się dzieje i o czym ostatnio pisałam. Łosiowo mi i już. Powoli przywykam do naszych jedynie weekendowych spotkań. Powoli się z tym godzę i uczę cieszyć się z tego, co mam.

Mija 12 lat, odkąd jest Łoś. 12!!! Kawał czasu! I z każdym rokiem lubię tego Dziada coraz bardziej. I coraz lepiej mi z nim. I coraz bardziej boli myśl, że kiedyś zniknie.

Kradnę życiu krótkie chwile w stajni. Ładuję akumulatory. Kocham mojego konia szybko i na zapas.

A tak to teraz Łosiowe życie wygląda: spacery, pieszczoty, pasienie i koledzy. A nadal jak mnie widzi, to zostawia wszystko i przychodzi. Mój kochany...









Zdjecia, jak widać, są arcydziełem fotografii komórkowej... No cóż, jak się nie ma, co się lubi... ;)

niedziela, 5 października 2014

Mycyny!

Udało się! Pojechaliśmy do Mycyn!

Mycyny to maciupka wieś bodajże 8 km od Olsztynka. Kilka gospodarstw i już. A dla mnie to moja mała oaza spokoju, moje miejsce na ziemi. Takie, do którego wciąż wracam.

Pierwsze spotkanie z Mycynami to Majówka 2000, kiedy wszystko było jeszcze w powijakach, dom w rekonstrukcji, stajnia mała, las dziki. Ale cudowni, ciepli gospodarze i piękno okolicy kazało wrócić. W 2003 r. miesiąc wakacji już z Łosiem. Potem jeszcze 4 lata tak samo. Co roku te same twarze, wspaniała atmosfera i kuchnia, po której wracałam 3 kilo cięższa. Tak, mnie też można utuczyć :)

Dziś jest już nieco mniej kameralnie. Stanęła piękna, wielka, drewniana hala do jazdy. Powstał pensjonat dla koni. ludzi więcej, co i rusz szkolenia i konsultacje jeździeckie. A jednak ciepło i serdeczność te same. No i wspomnień czar. I najpiękniej pachnący las - pachnie moimi beztroskimi czasami, latami świetności Łosia niańczącego źrebaki Sławka i galopującego po lesie.

Dzisiaj pierwszy raz widziałam Mycyny jesienne. Pierwszy raz byłam tam z Kalinką i Lilaczkiem.

Ulu i Sławku, super, że jesteście! Bądźcie!

PS. dziękujemy za gościnę i ciacho.
















czwartek, 2 października 2014

Rzecz o ksywkach

Zauważyliście, ze nadajemy zwierzakom masę ksyw i zdrobnień? To takie wdzięczne, móc się zrealizować słowotwórczo, a taki pies/ kot/ koń nawet nie wie, że się z niego trochę naigrywamy.

Snup był nosicielem wielu. Oj, wielu. Pamiętam tylko kilka:
  • Lej po bombie
  • Matollo 13
  • Molto Bene Kretino
  • Kretino Grosso
  • Krzywa Nóżka
  • Słupek
  • Smutek (to wymyśliła moja kuzynka Anetka)
Lilacza wołamy:
  • Lilaczku
  • Lilku
  • Lilaczuczu
  • Śmaczku
  • Buraczku
  • Krzaczku (czyli wszelkie rymy do Lilaczka)
  • Laczku/ Laczu
  • Pani Lilaczko
  • Bąkulku
  • Pąkulku
  • Pasożycie (vel Pasożydzie, aczkolwiek to baaaardzo niepoprawne politycznie)
  • ostatnia twórczość męża mego: "te, bakteriowóz!"
Łosia zaś:
  • Łosiu (nie, on nie ma tak na imię)
  • Łososiu
  • Łoniu
  • Łosinku
  • Łosiulku
  • Chudy
  • Pyro
  • Wujaszku
  • Panie koniu
Co ciekawe, nie oszczędzamy też... naszej córki. Póki nie kuma... ;) Wyrodni rodzice. I tak wołamy:
  • Córu
  • Linka
  • Sralinko
  • Bąkulku/ Pąkulku (ja chyba mówię tak do wszystkich swoich podopiecznych...)
  • Alieniku/ Ufoludku (bo rano jak się budzi, to wygląda jak alien - duża głowa i te wielkie, migdałowe oczyska)
  • Kaliszku. Nasze ulubione. Tak, od Ryszarda Kalisza ;)
A ja u Was???