niedziela, 15 lipca 2018

La dolce vita... w Reszlu

Znacie Reszel? Nie znacie? To żałujcie. I nadróbcie przy okazji. To piękne miasteczko korzeniami sięgające średniowiecza, a swoim klimatem, zabudową, kolorami i sielskością przywodzące na myśl włoskie miasteczka. Mój mąż zauważył, że nawet psy szwędają się tu tak samo jak we Włoszech. Dzisiejszy poranek powitał nas apetytem na ciasto oraz pytaniem "to co dziś robimy ", zatem dodawszy dwa do dwóch, pojechaliśmy do Reszla właśnie. Nie ma to jak pojechać kilkadziesiąt kilometrów na ciasto. Ale uwierzcie, warto. Tuż przy kościele, mieści się kawiarenka Dolce Vita. Prowadzą ją dwie przemiłe panie i podają nieziemskie ciasta, które same wypiekają. I to duże porcje tych ciast. Popite pyszną kawą i niebiańską wręcz czekoladą, przyjemnie rozlewały się po brzuszkach.
Tyle kalorii należy spalić. Człowiek po trzydziestce nie spała kalorii od samego oddychania. Zatem w ramach siłowni - wspinaczka na wieżę kościelną. Kilka pięter stromym drewnianymi schodami, wymieniając się w niesieniu 16-kilowego ciężaru (córki, znaczy się). Pot leje się z czoła, nogi się trzęsą, ale widok wszystko wynagradza. Reszel widziany z góry wygląda jak patchworkowa kołdra z pomarańczowych kwadracików. I jest otoczony polami i pagorkami. Cudo.
Zszedłszy na dół, przemaszerowaliśmy jeszcze parkiem wzdłuż rzeczki Sajny. Piękny, dostojny, drzewa stare i wielkie. Na jedzenie, wywietrzeni, zła żeni, zdążyliśmy do auta akurat przed burzą. Po drodze było nieciekawie, potoki wody z nieba i drzewa na drodze. Brr. Ale dzień bardzo udany, to lubię!










2 komentarze:

  1. ...po TYCH schodach!!! A dziecię się nie bało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bało się trochę, ale silne ramiona mamy i taty dały radę :)

      Usuń