czwartek, 8 sierpnia 2013

Podróże kulinarne

No tak. Zazwyczaj, jadąc na wakacje, myśli się o tym, co się zobaczy. I oczywiście, o tym TEŻ myślę. Ale łapię się na tym, że w pierwszej kolejności jest to coś w stylu "ooooh, gooodie, now what are we gonna eat...?". No cóż ja poradzę. Do Lizbony lata się na miecznika i ten ich śmieszny ser, ni to biały, ni to żółty. Do Barcy na czarną paellę. do Paryża na uliczne naleśniki i mule u Leona. Nawet jak jedziemy do Warszawy, mój kochany tatuś, który mnie dobrze zna, zawsze zaplanuje jakieś jedzeniowe wyprawy.

Zatem - Suwalszczyzna. Nasze tegoroczne małe wakacje. Że tereny piękne, to jedno. Aj, mieć tam domek, drewniany taki... Warmia piękna, ale tam - to dopiero jest pięknie! I do tego ta lokalna kuchnia (no, choć przyznam, że po kilku dniach marzy się o czymś lżejszym). Jakby ktoś był w okolicach Suwałk, polecam bar Wigraszek w Bryzglu (taaa, jeśli chodzi o nazwy miejscowości, też możemy ze sobą konkurować...). Zaszaleliśmy i zamówiliśmy widoczny powyżej "półmisek regionalny". Babka ziemniaczana (nie podołaliśmy; Lilaczek kończył); soczewiak - pierwszy raz jadłam, jak na moje podniebienie, jest to pieróg z ciasta drożdżowego, smażony w głębokim tłuszczu, nadziany soczewicą i cebulą; no i kartacze. Te ostatnie jeszcze dwa dni później powtórzyliśmy. Jejuśku, jakie smaki... Zwracam też uwagę na dość ciekawe garni ;)

Zawsze staram się, będąc gdzieś, próbować lokalnej kuchni. Bo kuchnia jest częścią kultury. Podróżując z tatą, lubiliśmy zawsze znaleźć knajpkę taką mniej dla turystów, bardziej dla lokalesów. Jak ta w Lizbonie, z panią rozpartą swoją wielką rufą na małym stołeczku i dzieciakiem rzucającym kauczukową piłką. Wystrój dziwny, klimat dziwny, za to ryba - marzenie!
O, albo podjadanie na ulicy. Jak te kulki kij-wie-z-czego w Kuala Lumpur. Pan wyjmował szaszłyka z torebki, maczał w piekielnie ostrym sosie i voila, można szamać.

A propos jedzenia na ulicy, to Olsztynianom polecam pojawiającą się u nas ciężaróweczkę z burgerami - Wartburger. Naprawdę, chyba najlepsze uliczne hamburgery, jakie ostatnio jedliśmy. Buła w łapkę i można jeść na pomoście :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz