piątek, 30 marca 2012

I'm Popeye, the sailor-man! Tuut tuuut!


No bo znowu szpinak. Co ja poradzę, że mnie tak do niego ciągnie... Całymi latami nienawidziłam tego zielonego paskudztwa, a nagle polubiłam i teraz chyba nadrabiam.

Jak na piątek przystało - z rybą.

  • szpinak
  • odrobina wędzonego łososia
  • śmietanka 18%
  • sól
  • pieprz
  • ząbek czosnku
  • makaron
Nic nowego, nic trudnego. Podsmażyłam szpinak jak zawsze, doprawiłam, dodałam śmietankę (trochę więcej niż zazwyczaj, żeby był wyraźny białawy sos) i na koniec łosoś. Podgrzałam tylko tyle, żeby ryba była ciepła i się lekko ścięła. przypominam, że taki łosoś jest słony - weźcie to pod uwagę doprawiając uprzednio szpinak.

A poza tym, to marzec się zreflektował, że się kończy i postanowił to zrobić z przytupem. Dziś było wszystko - słońce, wiatr, deszcz, grad, a teraz jakiś śnieg się przypałętał. Bleee...
A pani pies jak na złość przechodzi samą siebie w ilości energii. No miota nią jak szatan! Nawet ja - a kto mnie zna, ten wie, ze szybko chodzę - czasem dostaję przy niej zadyszki. Ewa ochrzciła ją "Justynką", bo biega zamaszyście i w pochyle niczym Justyna Kowalczyk. Strasznie mnie ta ksywka bawi i rozczula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz