niedziela, 6 września 2015

Pstrągowo

A nie, nie o rybach, a o Mrągowie, nazwanym tak lata temu przez znajomych moich rodziców.

Oj, jak ja lubię to miasteczko! Jest śliczne, z masą moich ulubionych kamieniczek, malowniczym jeziorem Czos na środku, śliczne uliczki, mało blokasów, a do tego mnóstwo malowniczych wiosek wokoło, trasy rowerowe, amfiteatr i miasteczko westernowe.

Mrągowo zawsze już będzie mi się kojarzyło z wakacjami z Dagmarą. Dagi, który to był rok??? 2008? 2009? Wylądowałyśmy na działce pod miastem, pod lasem, w drewnianym niewykończonym domku pod górę i z wygódką :) Rowery, sosy z torebki, przeciekający dach i wieczorne seanse filmowe na przenośnym DVD. Omal się nie pozagryzałyśmy momentami, ale było cudnie i dotąd wspominam. Do dziś poznaję w Mrągowie miejsca z tamtego wyjazdu. Drzwi, w których schroniłyśmy się przed deszczem, sklep, w którym kupowałyśmy pokarm dla psa, który nam się przybłąkał na jeden dzień, piekarnię, z której Dagi wychodziła z pękatą torbą bułek. Pamiętam, gdzie zjeżdżałyśmy rowerami w trasę.


Ileśmy na tych rowerach zjeździły! A łatwo nie było, bo pierwszy tydzień miałam notorycznie kryzys kondycyjny. Plus nowy rower z oponami na szosę - na każdym piachu się wywalał. No nic. Dałyśmy radę, a tak płaskiego brzucha ja po tych dwóch tygodniach, to nigdy nie miałam. Brałyśmy mapkę zabraną z biura Informacji Turystycznej i patrzyłyśmy - wszystko w promieniu do 20km od Mrągowa było nasze. Wystarczyło, że był zabytkowy kościółek czy park. Każdy pretekst dobry. I hajda, zmęczone nogi i obolały tyłek na rower, i znów uczucie "oł je, to jest to", i znów szosy, szutry, drogi, trawy, drzewa, domy, kapliczki... Piękne okolice, piękne!








Wczoraj znów Mrągowo. Już mnie przyzywało. Chciałam znów przejść się deptakiem i parkiem przy Czosie. Obejrzeć kamieniczki. Sprawdzić, czy są jeszcze te nasze z Dagusią miejsca. Są :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz