Coraz bliżej do Gwiazdki. Coraz cieplej, choć przecież za oknem chlapa. Coraz bliżej ludzi. Mam czasem niezłego pecha w życiu, ale mam OGROMNE szczęście do ludzi. Mam wspaniałą rodzinę, wspaniałego Lubego i wspaniałych przyjaciół. Cieszę się, że mogę spędzić z nimi cudowny czas mimo, że przecież mamy do siebie tych "parę" kilometrów.
Dziś był wspaniały, rodzinny dzień. Przyjechali moi Rodzice. Pretekstem był nasz jarmark świąteczny. Zjedliśmy naprawdę dobry obiad w Casablance (polecam!), a potem przeszliśmy się na Starówkę.
Na Targu Rybnym, jak zwykle, wystawa figur lodowych. Nie mają lekkiego bytu, mżawka i plusowe temperatury pozbawiły już Kopernika ręki, a Krzyżakowi wyraźnie kapie z nosa.
Na rynku stragany z jedzeniem i rękodziełem (szkoda, że nie było miodów, które tak lubi moja mama), muzyka, światełka, po raz pierwszy laserowe animacje na Wysokiej Bramie.
Zimno, a ciepło. Daleko, a blisko. W biegu, a powoli. W Święta wszystko jest możliwe.
Kocham Was!
Niestety nie miałam okazji obejrzeć tych iluminacji bo byliśmy jak jeszcze było jasno, ale wierzę, że było magicznie:)
OdpowiedzUsuńWiesz co? Myślę, ze magicznie to za dużo powiedziane. Widzieliśmy podobne z Łodzi w internecie - to dopiero robiło wrażenie! Iluzja, ze budynek się wali i powstaje z gruzów i takie rzeczy. U nas było po prostu sympatycznie.
Usuń