czwartek, 6 lutego 2014

Dni Batata :)

Siłaczka miała początkowo być blogiem kulinarnym, a jakoś tak ewoluowała na "o wszystkim i o niczym". Nie wyszło jej to chyba na złe, ale czasem dostaję sygnały, że ktoś najbardziej lubi wpisy o gotowaniu i czeka na nowe przepisy.

Wrócę zatem do smakołyków minionego weekendu.

Pewnie dla niektórych z Was to żadna sensacja, ale dla mnie - owszem. Wreszcie jadłam bataty! Człowiek ogląda od lat te amerykańskie filmy i wszędzie wcinają te słodkie ziemniaki. Za którymś razem nie wytrzymałam. "Kamil, co to są te słodkie ziemniaki? Jak to smakuje? Musimy zrobić!". I tak słowo ciałem się stało. Kupiliśmy AŻ trzy bataty - bo tyle było w sklepie - i okazało się to aż nadto.

Bataty okazały się okropnie twarde - Kamil ledwo dał radę je pokroić na frytki! Jakoś jednak się udało i tak pomarańczowe słupki powędrowały do pieca, skropione oliwą, posypane solą, pieprzem, pieprzem cayenne i papryką. Piekły się do miękkości i względnej "chrupiącości" i wystąpiły w towarzystwie karkówki duszonej z cebulą oraz buraczków i marchewki z groszkiem:


Na drugi dzień, pozostały batat został przeze mnie zmieniony w puree - klasycznie, ugotowany i ugnieciony z odrobiną masła i mleka, plus sól, pieprz i trochę gałki muszkatołowej.

Wrazenia? Batat smakuje jak owoc mezaliansu kartofla i marchewki. Dosłownie. Słodki. Śmieszny.

Na koniec jeszcze deser. Deser wytrawny. Mój wspaniały prawie-już-mąż wyczarował gruszki w winie z serem:


Zagotowujemy wytrawne czerwone wino (tak z pół butelki?) w rondelku, rozpuszczamy w nim łyżkę miodu. Wkładamy obrane, przekrojone na pół gruszki, przykrywamy i zostawiamy na kilka godzin. Przed podaniem, kładziemy na każdą gruszkę kawałek sera typu lazur. Osz, kurczę, jakie to dobre!

Uspokajam: podczas gotowania, procenty z wina ulatują, pozostaje smak i aromat. Ser pleśniowy jest z mleka pasteryzowanego. Przyszłe Matki Polki mogą skosztować ;)

4 komentarze:

  1. Jadlam takie gruszki gotowane w winie z plastrem stiltona 'pobryzgane' gorzka czekolada. I przepysznie smakuje wariacja slodkawo- wytrawna typowych swiatecznych mince pies ze stiltonem albo walijskiego bara brith z leciusienko solonym maslem oraz plastrem cheddara ( a nie jestem wielbicielka cheddara). Jak masz ochote mam oryginalny przepis na bara brith od znajomej Walijki z Holyhead.-polecam sie- poznanianka w Missouri.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, przepis chętnie - jak nie dla spróbowania, to chociaż do poczytania, bo nie słyszałam o tym daniu (kurczę, na dobrą sprawę o kuchni walijskiej nie wiem nic, poza tym, że por jest rośliną narodową - ale to chyba średnio się zalicza do kulinariów).
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. No to jadziem-
    2 torebki mocnej herbaty- Liz uzywala zawsze Tetley extra strong lub Buliders (na polskie warunki to beda jakies 3 torebki zwyklej herbaty) zaparzyc 330ml wrzacej wody. Nie dodawac mleka!( w Wlk. Brytanii wzbudzalam dziwaczne spojrzenia okrzykiem 'Black tea for me!'). zostawic torebki w wodzie,po wystygnieciu herbata zalac ok 220g suszonych owocow (rodzynki, sultanki, suszone porzeczki), zostawic na noc do dobrego namoczenia herbata. Rano do wystudzonej hernaty dodac 1 rozbeltane jajko I wymieszacz 340g maki pszennej ( do 70g moze byc maki pszennej z pelnego przemialu- razowej), lyzeczka przypraw jak do piernika, 55 brazowego cukru (moscovado lub demerara) oraz 2 lyzkami oleju. Ciasto ma spadac grudami z lyzki. Potem pakujemy je do natluszczonej foremki- podluzna najlepsza. W piekarniku 180C ok godziny I 15 minut- do suchego patyczka. Po wyjeciu i lekkim wystudzeniu na kratce mozna zawinac w folile aluminiowa lub tea towel( plocienny najlepiej) odkladamy na ok dzien, dwa. Wtedy jest najlepszy. Jest to lekko slodkawy chleb- nie za slodki ostrzegam. Mozesz ilosc cukru modyfikowac, jesli ma to uchodzic za ciasto slodsze. I tak jak wspomnialam- wspanialy pokrojony w plastry, mazniety solonym maslem i potraktowany plastrem cheddara. Mozna potraktowac kromki tosterem ;-) A po takim lunchu na spacer, wzdluz wybrzezy Anglesey- wispy druidow...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Jednak będzie to przepis tylko do czytania - rodzynki to trucizna ;) U nas w rodzinie chyba genetycznie niejadalne. Ale czuje się dokształcona, super!

      Usuń