poniedziałek, 5 grudnia 2016

Pierwszy bal naszej córki

Wczoraj Kalina weszła na kolejny etap w życiu. Pierwszy raz bawiła się na balu. Mamy w Olsztynie taką restaurację i bar - Chilli. I toż Chilli w niedziele organizuje spotkania i poczęstunki dla dzieci. Wczoraj była to specjalna okazja - bal mikołajkowy. Uznaliśmy, że warto spróbować - córu nasza kocha muzykę i tańce, energii ma jak króliczek Duracella, uwielbia dzieci.

Strzał w 10! Ledwo ją przebrałam i postawiłam na parkiecie - nie było dziecka. Zapomniała, że z nią przyszliśmy! Ganiała baloniki, znalazła godną partnerkę do bitwy na balony i okładały się niczym zwaśnione bohaterki telenoweli. A już hitem były panie animatorki - Kalina jako pierwsza leciała tańczyć, naśladować, chwytała panie za ręce i chciała tańczyć jeszcze i jeszcze... Bawiła się wstążkami, obręczami, ogromną chustą, "pisała" list do Mikołaja. Wciągnęła kubek soku przecierowego, dwa kawałki pizzy dla dzieci, sporo mojego kurczaka. Na koniec ledwo stała, ledwo szła, a i tak zrobiła aferę z rykiem i kwikiem, który ustał dopiero w aucie. Razem z przytomnością. Padła jak mucha i w domu udało się jedynie przełożyć do łóżka, poszła spać bez mycia.

Na pewno będziemy to powtarzać. Dziecko zachwycone, zdobywa nowe umiejętności, spotyka inne dzieci. A i mama uczy się... wypuszczać dziecko spod spódnicy. I nie jest łatwo. Trzymałabym ją przy sobie, asekurowała. Bo ktoś ją popchnie, bo upadnie... Matka kwoka!

Fajne to moje dziecię. Odważne, kontaktowe, dzielne. Koleżeńskie (na tyle, na ile można o tym mówić u dwuipółlatka), uważne na inne dzieci, empatyczne. Jestem z niej bardzo dumna.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz