sobota, 22 października 2016

Niespodziewanie

Niespodziewanie, Siłaczka wróciła w siodło. I to nie tylko te dwie wycieczki do lasu. One tak jakby otworzyły jakąś furtkę, dotąd zamkniętą, coś się odblokowało i konie nieśmiało przystukały kopytkami z powrotem do mojego życia.

A mianowicie, koleżanka moja, Katarzyna, zaproponowała mi weekendowe zaopiekowanie się jej rumakiem. Tak nam się kompatybilnie złożyły nasze tygodniowe plany, że każdemu to pasuje.

I tak to, dziś moje szanowne cztery litery usadowiły się na wyrozumiałych plecach konia Sekreta.

Oczywiście, szału nie było, ale tragedii chyba większej też nie. Starałam się być miła dla konia, ale i wyrozumiała dla siebie - kobieto, nie jeździłaś trzy lata, trenera nie uświadczyłaś od 2009, nie oczekuj cudów na kiju! A ciężko tak, bo ja perfekcjonistka jestem.

Wnioski, jak następuje:

  • wcale a wcale nie czuję tych trzech lat przerwy. W sensie - jazda na koniu jest dla mnie czymś naturalnym, nie czuję się jakbym siedziała na kwadratowym kole, nie wsiadłam też twarzą w kierunku ogona.
  • no dobra - ale kondycyjnie, to czuję. Imć Sekret nawet się nie spocił. Ja wprost przeciwnie.
  • jestem jeźdźcem jednego konia. Łosia guziki znam i naciskam intuicyjnie. Inne konie są jakoś inaczej zaprogramowane (dzięki Emi za to sformułowanie!).
  • zagalopowania leżą i kwiczą. Jak zawsze na obcym koniu. Katarzyno - korepetycji potrzebuję!
  • wstydzę się jeździć, jak ktoś patrzy...
  • ale generalnie było super i cała jestem w skowronkach.
Dowód zdjęciowy marny, ale jest.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz