czwartek, 24 grudnia 2015

To już pora na Wigilię, to już czas...

Tak zaczyna się jedna z moich ukochanych kolęd Zbigniewa Preisnera. W pięknej góralskiej aranżacji. Tak, dziś TEN dzień. Jedyny taki w roku, magiczny, ulubiony. Od rana nawet na dworze jakoś inaczej. Odświętniej. Jeszcze ludzie spieszą się do sklepów po ostatnie zakupy, jeszcze z okien dobiega woń kapusty, ale już czuć jakieś takie swoiste oczekiwanie, napięcie. Ale takie radosne. A może to tylko ja tak widzę świat przez moje zielone okulary w kształcie choinki...?

U nas też od rana robota. Na dzień dobry spacer z dziewczynkami, a potem szast-prast, poczyniłam sałatkę jarzynową i oddałam kuchnię w ręce męża. Bo mój mąż nie uznaje półśrodków i półproduktów. Barszcz robi sam od zera (pyszny, karminowy, esencjonalny, żaden koncentrat niepotrzebny!), lepi uszka i pierogi. zajęło mu to czas aż do 17. W międzyczasie zabrałam jeszcze latorośl na plac zabaw, coby złapała tlenu. Oj, jak biegała, jak szalała. Bujaczki, huśtawka, trawa, liście, parkan, furtka... Piasek, błoto - teraz ma fazę na bieganie po różnych rodzajach podłoża. Biega i piszczy, uśmiech chochliczy ma na buzi i dalej biega. Lubię spędzać z nią czas, choć męczące to jest. Za stara jestem!


Po 17 szybkie odkurzanie, rozstawianie stołu i talerzy. Kalina też postanowiła po swojemu dołączyć się do świątecznych porządków:

 Wystroić się. Ja założyłam moją ekstra spódnicę z materiału dresowego autorstwa pani Izabeli Szymony, którą to (kieckę, nie Izabelę!) dostałam pod choinkę rok temu. Zaś Kalina miała suknię od znajomej mojej mamy. Piękną, czarną na fioletowej halce, taką wręcz gotycką. Rockowa dziewczyna w końcu!
Na początek barszcz z uszkami, śledzie (te same, co zawsze plus inne - z pieczonymi burakami, ziemniakami, cebulą i śmietaną), sałatka jarzynowa i kompot. Kalina zajadała się sałatką, ale kompot to dopiero był szał - wysiorbała mi pół szklanki i piszczała o więcej!

A potem tata i córka na chwilę wyszli, a w tym czasie mikołaj zostawił pod naszą choinką górę prezentów. Górę! Kalinka dostała klocki, obrazki zwierzątek, lizaka z ksylitolem (według niej, absolutny hit wieczoru!), samochodzik, matę do wodnego malowania i body.

Dostała też książkę - reprint dawnych "Moich książeczek" z lat 60. Piękna. Coś w sobie mają te stare ilustracje - nieco dziwne, nieco tajemnicze, nieoczywiste, niektóre wręcz psychodeliczne :) I bajki, zupełnie inne niż wszechobecna teraz sieczka.


Siłaczka zaś dostała suszarkę modelującą (znów jak Jackie mogę krzyknąć "Hot rollers!!!), superaśną torbę gumową Obag, koszulkę, dżiny

A największa niespodzianka, to zestaw od Mikołaja-Anty-Księcia. Zegarek, aby odmierzać czas pieczenia, mieszanki mą, aby z nich piec i na koniec maszyna do chleba! Jak rany! Mogę już robić swój chleb ze swoją wędlinką!
Czyste szaleństwo! Chyba byłam bardzo grzeczna... Na pewno...?

Kocham ten czas. Wieczorny spacer z psem, ledwo się kulając z pełnym brzuchem i podpatrywanie Wigilii w innych domach, wyłapywanie gwaru rozmów zza okien. Wzruszające życzenia mojego męża. Dziecko, które się tak podekscytowało, że biegało jak w amoku ze dwie godziny. "Kevin" po raz tysiąc-pięćset-sto-dziewięćset w tv. Pierniczki na sam koniec dnia. Wciąż unoszący się zapach cebuli, suszu i buraków. Telefon z domu. Życzenia telefoniczne, sms-owe, mailowe. Tyle życzliwości. Tyle wspaniałych osób, które mam szczęście i zaszczyt mieć wokół siebie. Niczego więcej mi nie trzeba.

Wesołych Świąt, moi Czytacze!

5 komentarzy:

  1. Radosnych i zdrowych świąt!

    Miło się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A coś tu ktoś tu ma zaparcie blogowe widzę, heeeeloooł (rzekła ta, co to miesiącami potrafi swój blog zapuszczać pajęczyną i kurzem).
    No, ale nie to żebym poganiała, ot lubię tu zajrzeć, poczytać, to jakoś tak markotno bez nowości.
    :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nic ciekawego się nie dzieje, nie lubię pisać na siłę ;)

      Usuń