niedziela, 6 grudnia 2015

Olympijsko

Londyńską Olympię kojarzy na pewno każdy koniarz. Co roku tuż przez Bożym Narodzeniem odbywają się tam znane na całym świecie zawody jeździeckie.

Hala Olympii otworzyła swe drzwi dla publiczności w 1886 roku, zachwycając rozmachem, wznoszącym się na 170 stóp szklanym dachem, pomysłu architekta Henry'ego Edwarda Coe. powstała jako hala widowiskowa, już od pierwszego roku działalności goszcząc konie, ale też będąc miejscem pokazów motoryzacyjnych, wystaw budowlanych.

(rycinę zapożyczyłam z oficjalnej strony http://olympia.london/about-us/our-story)

Tak się składa, że w 2004 roku mój niesamowity tata spełnił moje marzenie i pojechaliśmy do Olympii, specjalnie na zawody! Przy okazji zobaczyłam Londyn, w którym się zakochałam. Ale i tak po południu porzucałam wszystkie te Baker Street i Big Beny i jak w transie, osiągając prędkość Warp, gnałam na metro do Olympii.

11 lat, a nadal mam wypieki na wspomnienie. Nigdy nie widziałam czegoś takiego! W pięknej, starej hali, światowa czołówka koni i jeźdźców (bożeeee, Rodrigo Pessoa na żywo!!!!!!). A do tego charakterystyczne świąteczne dekoracje - w tym i przeszkody - świąteczne piosenki lecące w tle, miasteczko zakupów, pokazy, jedzenie... Jak w kalejdoskopie, kolorowo, gwarnie, nierealnie. Kilka dni, a zero nudy i chciałoby się więcej, i więcej...
boski Rodrigo i Baloubet du Rouet
feeria barw! (na zdjęciu Ellen Whitaker)
The Leaping Frogs, czyli striptiz na wesoło ;)
pokaz the Metropolitan Police
i niżej podpisana koło polarowej końskiej piżamy

Chciałabym jeszcze kiedyś... Czytacze-koniarze! Jeśli będziecie mieli okazję - to marsz do Londynu! Żadne, powtarzam: żadne! zawody nie mogą się z tym równać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz