niedziela, 1 lutego 2015

Babcia w dom... i co dalej :)

Dziś taki przewrotny tytuł. I trochę przewrotny będzie post. Trochę o historiach własnych,a trochę o zasłyszanych.

Za nami weekend z babcią. Męża mi wywiało na szkolenie i byłoby ze mną krucho, gdyby nie moja mama. Cudownym zrządzeniem losu, ona też ma ferie i mogła być. Inaczej już widzę wieczorne spacery - Linka się wścieka, jak nic nie widzi, więc szłabym z wózkiem, psem i... latarką :P. Albo w nosidle. Tak czy inaczej - kłopot. A tak - na spokojnie poszłam z samą Lee, a mama bawiła młodą. Obiad na spokojnie ugotowałam. Pralkę popuszczałam. Łeb umyłam. Luksusy!

Jednak, wbrew pozorom, krewny w dom to nie tylko same ułatwienia. I z góry przepraszam wszystkich, którzy mogą poczuć się dotknięci, ale i tak napiszę. Krewny w dom, w którym jest bobas, to też wyzwanie. Bo taki krewny zazwyczaj dostaje korby na sam widok dziecka i za punkt honoru bierze sobie wziąć na ręce, nosić, zaczepiać. Zawisa nad rzeczonym bobasem niczym widmo, grucha, nawołuje, non stop cmokta, aby bobas patrzył na niego, tylko na niego! Ruchy ma gwałtowne, głos uniesiony z podniety. Młodej matce przy okazji udzieli tak ważnych i pożądanych rad. Czy aby przepaja dziecko? Czy na pewno spanie z dzieckiem to dobry pomysł? Niech nie cuduje, on, krewny, x dzieci wychował podnosząc za kostki przy przewijaniu i nic się nie stało! Lista uwag jest długa i przecież sprzedawana w dobrej wierze.

Efekt zazwyczaj jest taki, ze po krótkiej, skądinąd, wizycie krewnych, matka i ojciec padają, a dziecko mniej lub bardziej jojczy z nadmiaru bodźców.

Krewny często nie myśli o tak prostej w sumie sprawie, jak to, że taki bobas to CZŁOWIEK. Nie zabawka, która jest po to, by cieszyć krewnego i by można ją sobie podawać z rąk do rąk. Bobas to osoba, która czasem potrzebuje zająć się sobą sama, czasem potrzebuje przestrzeni, oddechu. Oczywiście, lubi być zabawiany, ale nie na siłę, nie, kiedy jest głodny czy śpiący i chce tylko tego, by mama położyła go spać. Który coś lubi, a czegoś nie. Który może się bać nieznanych, nieoglądanych na co dzień twarzy. Który potrzebuje czasu.

Może kiedy krewny trochę powściągnie swoje zapędy, potraktuje bobasa jak inne osoby - da przestrzeń, zagada od czasu do czasu, nie będzie się wgapiał jak sroka w gnat - bobas w końcu sam z siebie w którymś momencie wyciągnie rączki, że chce na kolana. Cierpliwość popłaca i zjednuje sobie zaufanie małego człowieczka. Zachęcam! ;)
Kilka zdjęć na dowód, że swą prywatną mamę udało się do tego schematu zastosować i miała z tego jakieś profity.





5 komentarzy:

  1. Zgadzam się! Rodzina zawsze wie najlepiej... jakby wychowanie jednego-dwójki dzieci dawało 100% wiedzy na temat innych :)
    I Twoja córa się coraz śliczniejsza robi! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas szczęśliwie tych złotych rad naprawdę mało, gorzej z drugim opisanym problemem ;)

    a dziękuję, komplement przekazałam, odpowiedziała "gałaaableble" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rajka poradzila sobie z tym szybko- reagujac krzykiem i zdecydowanym buntem na proby cmokania czy brania na sile :) wiec i Twoja da rade :D

    OdpowiedzUsuń
  4. oczywiście, potrafi, choć nie zawsze jest to czytelnym sygnałem (tu brakuje mi voltowej ikony ) ;)

    OdpowiedzUsuń