poniedziałek, 26 stycznia 2015

Wyszli do ludzi!

O, rany! Dziecko dobiło słusznego wieku sześciu miesięcy, a rodzice dobili do punktu "wyjść muszę, bo się uduszę". My nie jesteśmy typami imprezowiczów, no ale raz na jakiś czas lubimy wyjść z domu na miasto i zjeść/ wypić coś dobrego. A odkąd pojawiła się Linka, to wiadomo - życie pozarodzinne troszkę kuleje. Ale dość! Młoda już znośna, wytrzymuje jakiś czas po najedzeniu, siedzi na kolanach - można zaryzykować wypad.

Pół godziny w kawiarni, a jaka frajda. Dziecię się spisało - nie płakało, nie darło się, pozostali goście lokalu nie mieli mordu ani obrzydzenia w oczach, nikt nie szeptał "narobili dzieci, to niech siedzą w domu". Uff. Kalina się rozglądała, pochichotała, popiszczała, panie ze stolika obok patrzyły na nią jak sroka w gnat i jeszcze powiedziały, że ładna. A potem poszły, zwalniając nam wygodną kanapę :)

Młoda pac na kanapę, a rodzice, wyposzczeni, rzucili się na beze z truskawkami, czekoladę i koktajle. A w domu tragedia - ból głowy, wycieczki do łazienki... No tak, mocno ograniczyliśmy ostatnio cukier, dieta noworoczna, warzywka i te sprawy, a tu taka bomba cukrowa... Aj, warto było. Jeszcze krótki spacer po Starówce... Poproszę częściej! Niech już będzie wiosna i okazja do wycieczek...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz