czwartek, 12 czerwca 2014

Po-remontowo



Ech. Ostatni tydzień u nas w domu wyglądał jak w dobranocce "Sąsiedzi" - no, może jednak z bardziej pozytywnym zakończeniem.

Mąż mój postanowił wyremontować cześć naszej klitki. Zadanie szczytne, acz poziom komplikacji nie do przewidzenia. Jednak coś w tym jest, że bloki z wielkiej płyty, budowane w latach '70 i '80, przewidziane były na ok. 50 lat "życia". Szkoda tylko, ze system umarł, a bloki stoja, ludzie mieszkają i mieszkają... A jak się chce zrobić remont, to są kłopociki :)

Że krzywo, nierówno, tu się sypie, tam się kruszy, tam jeszcze odkleja - to wiadomo. Ale zastaliśmy jeszcze parę "niespodzianek", typu tapeta pod tapetą, a tamta na gołym betonie (spróbujcie odskrobać papier z betonu...). Lampa zamontowana za pomocą taśmy i torebki foliowej. Nie pomaga też fakt, ze w sklepach jeden wielki... no, nazwijmy to BADZIEW. Pistolet do kleju, który psuje się po dwóch naciśnięciach. Zaczepy uniwersalne do listew przypodłogowych, które nie pasują do uniwersalnych listew. Gładź, która okazała się szarym betonem. I na deser "patenciki" dziadka Jurka, czyli domowe rozwiązania w stylu "nie ważne, jak, ważne, aby działało". Ech.

I jeszcze w tym ja - ciężarówka - której niewiele wolno. Ani dźwigać, ani pracować z łapami w górze, ani wdychać chemii.

Mąż nieustraszony. Osiem dni tyrał, z niewielką tylko moją pomocą, w stylu: wyprowadzić psa, zrobić jedzenie, podskoczyć do Praktikera po szpachelkę. trochę poskrobałam tapety, kawalątek zaszpachlowałam, pomagałam mierzyć listwy. A wszystko robił dzielny Anty - Książę. I to robił, aż furczało. Od rana do 22-24. Potem tylko się mył i padał nieprzytomny. A rano od nowa.I bąble na rękach, zakwasy, ból pleców.

A mieszkanie nie ustępowało.

Zamiast planowanych 5 dni, wyszło 8. Efekt oczywiście nie jak z programu "Bitwa o dom", ale najlepszy, na jaki nas było stać - czasowo i finansowo. Ściany są gładkie (choć nadal krzywe, i takie już zostaną), mieszkanie wyraźnie świeższe, jaśniejsze, ba - przestronniejsze! To efekt jasnych kolorów oraz pozbycia się drzwi z kuchni i drugich wejściowych (tak, z jakiegoś powodu były dwie pary, w tym te wewnętrzne ciemne). Ja jestem bardzo zadowolona, myślę, że mój domowy bohater tudzież.

Poniżej mała fotorelacja z kolejnych etapów zdzierania, suszenia, szpachlowania:





Efekt końcowy również obfotografowany. Jeszcze zakurzone, codziennie mop idzie w ruch. Jeszcze czeka nas kupno nowego dywanu i nowego psiego legowiska. Ale zdecydowanie jest już bliżej niż dalej ideału.





A na koniec mała bohaterka, czyli nasza dzielna Leeloo. Pies remont przeżył bardzo - wszak to zburzenie porządku świata i rzeczy, pozbycie się jej zapachów, hałasy, smrody, konieczność siedzenia w drugim pokoju, spanie pod naszym łóżkiem, kiedy jej legowisko było schowane... Widać, że była zestresowana, ale dała radę.



4 komentarze:

  1. W tych nowych blokach tez jest krzywo i wszystko się sypie. Czasem mam wrażenie, że jeśli chodzi o budownictwo to niewiele się zmieniło od czasów wielkiej płyty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie masz rację... Może to po prostu kwestia tego, że... to Polska :/ Kraj badziewia, no... Niemniej jednak, gdyby mieszkanie było nowe, nie musielibyśmy się dodatkowo bujać z czyimś wcześniejszym "dziełem" :) Nic, najważniejsze, ze już z dyńki. Kiedyś się odmaluje sypialnię i będzie w ogóle finito.

      Usuń
  2. brawa dla małżonka :) tak, wiem, że ściany krzywe; wiem, że wentylacja albo za słaba, albo za mocna; wiem, że ściany działowe mogą okazać się nośnymi i odwrotnie; wiem, że słychać każdy remont w bloku tak, jakby miał miejsce za ścianą; wiem wreszcie, że wielka płyta podobno ma 'termin ważonści' ale z premedytacją kupiliśmy tu mieszkanie - bo blisko przedszkole, szkoła, park, bazarek i węzeł komunikacyjny i nie wyobrażam sobie mieszkać w nowym budownictwie, ale gdzieś na wygwizdowie. A wielka płyta postoi jeszcze nie 50 lat, ale 100 albo i dłużej, czego nam wszystkim życzę :)

    OdpowiedzUsuń