czwartek, 17 kwietnia 2014

Zegar tyka...



I już połowa kwietnia za nami! Jak ten czas pędzi!

A robić trzeba. Ciągle coś, ciągle w ruchu. Ale to i dobrze - przynajmniej nie wypadam z obiegu i nie zarastam pajęczyną. Nie myślę "nie daję rady", "wszystko mnie boli" - po prostu robię, co muszę, świat w końcu nie będzie czekał tylko dlatego, że jakaś ciężarówka się wolniej toczy.

A roboty wciąż sporo. Za 9 dni ślub. Już mamy prawie wszystkie elementy ubioru swojego i "ubioru" Cieniaska (chyba będzie wyglądał równie dobrze, jak my). Dokumenty poskładane, dziś zawiozłam dane naszych świadkowych. Powoli do mnie dociera, że to JUŻ :) I zaczynam się ekscytować. Nie mogę się doczekać. Szkoda tylko, że moje ciężarówkowe ciałko za nic ma powagę chwili i wciąż tu za sucho, tu za tłusto, czyli krostki, skórki i tym podobne "upiększacze". Cóż zrobić - liczyć na zbawienną moc podkładu i korektora w sprawnych łapkach mojej Sis.

A ślub to przecież nie wszystko - po ślubie pora planować remont i gromadzić materiały. Też ekscytujące. Anty-Książę szaleje z pomysłami, poczuł wiatr w brodzie (tak, nowa pasja Lubego - zapuszczanie bródki a la Zły Spock). Ja też coś tam wymyśliłam, bo pojawienie się Kalinki będzie wymagało drobnego przemeblowania. Ach, ja już bym leciała łóżeczko kupować :)

Dziś post taki sobie - ot, mały update. Będę relacjonować na bieżąco - święta, ślub, remont. Do napisania!

4 komentarze: