niedziela, 12 czerwca 2016

Szczytno razy trzy zamiast morza raz

Polska taka piękna. Taka przyjazna turystom, obcokrajowcom, dzieciom i psom. Dziś na wstępie o tych ostatnich. Z psem generalnie nie można. Do lasu nie. Na plażę nie. Do parku nie. Ba, nawet trawniki pod blokami usiane są tabliczkami, że nie. Pies najlepiej niech gnije w domu i sika do kuwety. Albo na wsi na łańcuchu niech będzie. Ach, z rozrzewnieniem wspominam Francję. Pies w starożytnym amfiteatrze? Proszę bardzo. Pies w ruinach zamku? Proszsz. Pies w wąwozie ochrowym? Bienvenue! Może wody dla pieska? Pies w Macu pod stolikiem? Można. Nawet widziałam pana z psem pod pachą wchodzącego do sklepu z garniturami.
Ale w Bolandzie nie. Tu jest czysto, porządnie, pobożnie i dbamy o swój ogródek. Albo trawnik. Nawet nie swój, ale pod swoim balkonem.
No i nie pokazaliśmy dziecku plaży. Bo plaże od 1 maja zamknięte dla psów. A te, które są otwarte, za daleko na taki spontaniczny wypad z małą marudą. Pozostaje czekać do jesieni.

Zatem skoro morze nie, las nie, a psa trza wybiegać... To działka! I dobrze. Pańskie oko działkę tuczy. Kontrol być musi. Pies pohasał, a ja nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie będę mieszkała. Te włochate zielone pagórki, rzeczki, drzewka, to ogromne niebo, nieprzysłonięte blokami, ten spłachetek lasu, wydzielający odurzający, wręcz nieproporcjonalnie do swych rozmiarów intensywny zapach żywicy.



No dobra, a dlaczego Szczytno razy trzy, zapytacie. Bo Szczytno było w piątek - toż to rzut beretem od Purdy, w której byliśmy załatwiać coś w sprawie przyłączy na naszej działce (BTW, poniżej zdjęcie pod urzędem, nie dajcie się zwieść temu bardakowi w tle - welcome to Polska trzeciego sortu!)
Szczytno jest fajne, bo jest jezioro, plaża, plac zabaw (dziecko me osiągnęło ten etap w życiu, że co zobaczy huśtawkę, to dostaje motorka w zadku i tyle ją widzieli, z donośnym "buhu buhu" [czyli buju buju po Kalinkowemu] pruje w stronę placu i nic jej nie powstrzyma). Jest i pyszna pizza w pizzerii Toscana. Zatem dziś po działce... pojechaliśmy znowu :p







No dobra, powiecie. To nadal dwa razy. A, bo trzeci też był w piątek. Po dotarciu do OLS, okazało się, że w pizzerii na wagary poszedł sobie mój portfel. Cudownie. Mąż mój cudowny - jedyny -najlepszy zadzwonił, potwierdził i ruszył znów. A tam burza, leje jak z wiadra, dwa wypadki po drodze, bo przecież ludziom bardzo się spieszy (na drugą stronę, jak mówił makabryczny żart)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz