środa, 8 czerwca 2016

Nie lubię końca roku!

Zabrzmi to jak herezja: nie lubię końca roku szkolnego! Paradoks! Uczniem będąc, czekałam z utęsknieniem. Studentem - przyjmowałam jako nagrodę i zasłużony odpoczynek. A teraz...?

Oczywiście, dostrzegam zalety. pracując w swoim zawodzie, mimo bycia dorosłym, ma się wakacje. I wakacje kocham, bo to czas dla rodziny, znajomych, mogę pojechać do Warszawy i przynajmniej spróbować nadrobić zaległości towarzyskie. może jakiś mikro wyjazd.

Ale dla mnie, koniec roku ma drugie dno. To koniec zajęć i pożegnanie z moimi studentsami. A muszę powiedzieć, że chyba tylko raz czy dwa przez te już 8 (!) lat zdarzyło mi się, ze nie przywiązałam się do jakiejś grupy czy ucznia. Zazwyczaj zdążę ich przez ten rok bardzo polubić i potem zwyczajnie jest mi bardzo smutno się żegnać. Najgorzej było chyba w Warszawie, kiedy po trzech latach spakowałam rzeczy do Olsztyna, porzucając moje "Paszczaki", bo tak ich nazywałam. Grupka gimnazjum/ liceum, przez te trzy lata mniej-więcej stały skład osobowy. Przywiązałam się do nich okrutnie. Do Maćka ("proszę pani? Bo ja tak sobie myślę, że ja to chyba jestem pani ulubionym uczniem..."), Julki ("najlepiej zabija się śrubokrętem"), Mateusza (twórcy Super Brwi i mistrza penspinningu) i Pawła ("rogalik chciał zamordować pana, który zjadł bułkę, ale nie mógł - nie miał przecież rąk..." oraz powiedzonko na każdą okazję: "raczej w szoku"). Mimo, że nauczycielem byłam wtedy raczej słabym, a na pewno w porównaniu do teraz, bo byłam świeżo po studiach z zerowym doswiadczeniem i szłam na intuicję, mimo, że trochę włazili mi na głowę... Zostawiając za plecami znajome ciężkie drzwi na ulicy Mielczarskiego na Kabatach, zbierałam łzy cieknące po policzkach.

Potem trochę przywykłam. Trochę. Nadal mi żal. Raz na czas trafia się grupa - perełka.

Teraz taką miałam. Osiem osób w wieku 17 do 40+. Miszmasz totalny, ale cudownie się uzupełniający. Mistrzowie zbiorowej głupawki, czarnego, abstrakcyjnego humoru. A i pracowite, kumate bestie.

W poniedziałek powiedzieliśmy sobie adieu. Nie będzie już tej grupy. Trzy osoby, wyjadą na studia, reszta się rozproszy.

Na koniec zrobiliśmy sobie taki plakat podsumowujący rok. Najciekawsze momenty. Niezwykle miło mi się zrobiło, że wymienione zostały tam moje dowcipy, moje historyjki na każdy temat i moje, szalone czasem, rozgrzewki.

Po wakacjach będą nowe grupy. Wciągnę się. Znowu kogoś polubię. I znowu pożegnam. C'est la vie!


2 komentarze:

  1. Z przedszkolakami tako samo :(
    Zresztą pisałam na blogu- polubi człowiek, pokocha, a potem au revoir, adieu!
    Taki nauczycielski los.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps.
    Ale się nie bój. Te najbardziej upierdliwe studenty, to zamierzają Cię dręczyć po wiek emerytalny (Twój!);):);D

    OdpowiedzUsuń