piątek, 3 lipca 2015

W co się bawić... po PRL-owsku

Rynek zalewa tandeta, również jeśli chodzi o rzeczy dla dzieci. Od zabawek po bajki. Nie uniknę tego, nie będę izolować dziecka na siłę. Póki co, ona uwielbia plastikowe grające badziewie. Bo kolorowe i skrzeczy. Mała sroka jedna. Ale staram się też pokazywać jej, że są i inne zabawy i zabawki. Wracam do tego, czym i w co sama bawiłam się jako dziecko. Kupujemy drewniane i szmaciane zabawki. Czytamy książeczki (tak, tylko tyle i AŻ tyle...). A ostatnio natchnęło mnie, aby sprawić sobie i Kalinie książkę, która inspirowała mnie i moją mamę do zabaw.

Jak na załączonym obrazku - tytuł to "Chore dziecko chce się bawić". Bo główne założenie tego wydawnictwa, to pokazać, jak zorganizować czas i zabić nudę, kiedy dziecię leży złożone ospą czy innym paskudztwem. Jest trochę informacji o chorobach i o tym, jaki rodzaj zabawy jest zalecany i nieszkodliwy podczas różnych ich typów. Ja jednak myślę - i sprawdziło się to na mnie - że można z niej korzystać i ze zdrowym potomkiem. Ileż to razy młody człowiek przyjdzie ze słynnym "maaamoooo, nudzi miiii sięęęęę". Albo co robić w deszczowe jesienne dni? Jasne, zawsze można puścić bajkę. Ale chyba nie o to chodzi? Bajka ma być jednym, na pewno nie dominującym, sposobem zabicia czasu. Ja jestem zwolenniczką wszelkiego rodzaju zabaw plastycznych, manualnych. I ta oto książeczka proponuje ich wiele - wycinanki, szycie, składanie. Oprócz tego teatrzyki, rymowanki, zagadki, rysowanie ze słuchu, gry ruchowe.

Odbyłam podróż w czasie, z nostalgią przejrzałam ilustracje, wspominając, jak bardzo chciałam zrobić konika na biegunach czy akwarium bez wody. Książka kosztowała mnie szalone 4 złote w internetowym antykwariacie i sporo więcej za przesyłkę, ale to nic. Mam nadzieję, ze nie raz, nie dwa z niej z Kalinką skorzystamy.




1 komentarz: