poniedziałek, 11 listopada 2013

Walka z listopadem

O, rany. Nie znoszę listopada. Żaden miesiąc mnie tak nie dołuje. Jest coraz zimniej, coraz ciemniej i nie ma widoków na poprawę... Dodatkowo, w tym roku doszły problemy Łosia ze zdrowiem i zmartwienia typu "czy koń się nie rozjedzie na błocie i nie doprawi". Spalam się.

Jak sobie pomóc przetrwać?

Łapać słońce. Postarać się załapać na spacer póki jeszcze jest jasno. Tu doceniam moją pracę na popołudniami - rano zdążę zajechać do stajni za widna. Z kolei długie, smętne wieczory szybko mijają, kiedy pracuję, a i pozytywna energia od moich uczniów ładuje moje akumulatory.

Ruszać się. Oj, z tym kiepsko u mnie. Łażę na dłuższe spacery z psem, tempem, które powoduje zadyszkę i porządne rozgrzanie. Miałam 2-3 razy w tygodniu ćwiczyć w domu, a nie mogę się zmobilizować. Tesknię za body artem, ale nie mam jak, wszystkie wieczory zajęte w pracy.

Dobrze jeść. Ciepło i warzywnie. Dziś mój ukochany wyczarował w kuchni enchiladę. Ugotował pyszny sos z 2 puszek pomidorów, 3 papryk, z dodatkiem czerwonej fasoli, czosnku, doprawiony solą, ziołami, octem winnym i balsamicznym, pieprzem kajeńskim i papryczką chilli. Usmażył na patelni mielone mięso wołowe z cebulą i fasolą. Mięsko zawinął w tortille posmarowaną kwaśną śmietaną, ułożył na blasze, zredukowany sos poszedł na wierzch, a całą "konstrukcję" zwieńczył tarty ser. Zapiekł, aż ser się rozpuścił i voila, sycący obiad na dwa dni.
Zapewniam, że smakuje lepiej, niż tu wygląda. Dziś nie mój dzień na zdjęcia, najwidoczniej.

No i moim prywatnym sposobem na listopad są... święta. Jestem jak hipermarket - zaraz po 1 listopada zaczynam myśleć o choince :P. No co ja zrobię? Myśl o drzewku, bombkach, świątecznym gotowaniu, powolne, acz systematyczne gromadzenie prezentów, pierwsze nieśmiałe podsłuchiwanie piosenek świątecznych - to daje mi kopa, aby do tego grudnia dociagnąć.

A jak Wy sobie radzicie?

1 komentarz:

  1. Też nie lubię tego okresu przejściowego. Ani to jesień, ani zima...Czekam na śnieg, a w międzyczasie staram się przetrwać. Na święta jedziemy do Włoch, ale i tak myślimy o przyozdobieniu mieszkania. Chociaż problem jest już z choinką, bo nie ma gdzie jej postawić, tak żeby czegoś nie zastawiała, albo żeby królik jej nie zeżarł.
    Marzyły mi się jakieś świecidełka a w oknie, to okazał się, że nam gniazdek braknie, żeby je podłączyć. I tak ciężko to jakoś ogarnąć i zorganizować wszystko.
    My za to wspólnie lepimy pierogi, robimy kopytka i grzejemy się zupą dyniową na mleku przepisu babci Łukasza. Dynia samosiejka na działce wyrosła, tak żeby było zabawniej.
    Na takie chłody towarzystwo najlepsze, choćby kursantów. Zawsze można się pośmiać nieco i trochę rozgrzać mięśnie:)

    OdpowiedzUsuń