sobota, 23 kwietnia 2016

Gdyby kózka nie skakała...

Ech. chyba wszyscy rodzice muszą przez to przejść. W dowolnej wersji i wymiarze. Od zdarcia połowy twarzy o chropowatą ścianę, przez podbite oczy, po gips po pas. Człowiek pilnuje, chucha, dmucha, a te małe potwory i tak zawsze znajdą sposób i moment, aby wymknąć się spod kontroli. I jeszcze, jak mówi moja uczennica B., w odróżnieniu od małych zwierzaków, ludzkie młode są przez naturę (a może wskutek ewolucji?) pozbawione instynktu samozachowawczego...

Nasza kózka w środę się doigrała. Chwila nieuwagi i lot koszący z kanapy zakończył się wizytą na pogotowiu i włożeniem lewej rączki na trzy tygodnie w gips, w konsekwencji złamania kości promieniowej. kto to przerabiał, ten wie, ile to stresu, ryku i ile potem zabawy. Nasza mała kózka zdaje sie nie przejmować sytuacją, co z jednej strony cieszy, bo chyba nie cierpi, a z drugiej przeraża - bo usiłuje szaleć tak samo, jak nie bardziej, jak wtedy, gdy była zdrowa. My musimy mieć oczy dookoła głowy (znowu...), przewidywać jej nieprzewidywalne ruchy, asekurować i zabraniać, za co też kraje się serce. Trzeba przetrwać. Przetrwaliśmy już powtórkę z rozrywki, ponieważ pierwszy gips był źle założony i zsuwał się z rączki - dziś został zdjęty i założony nowy, tym razem wraz z łokciem, coby zsuwania nie było.



Jako, że biedne dziecko padło nam w samochodzie zaraz pod szpitalem, postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę, aby latorośl miała szansę się wyspać. Tak czasem mamy, że zwiedzamy województwo, byle tylko dać córce czas na drzemkę w foteliku :). Dziś padło na Lidzbark i pizzę (to takie śmieszne, czasem jedziemy sporo kilometrów tylko po to, by zaliczyć lubianą knajpę...). Zmarzliśmy, zmokliśmy, ale w sumie warto było. Miasteczko jak zwykle piękne, nawet w deszczu, kiełkująca wiosna dodała mu świeżości, a pizza ze szpinakiem pomogła zregenerować siły. Lidzbarkujmy częściej!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz