piątek, 11 marca 2016

Jak to jest, cztery lata później?

Minął kolejny rok. ci z Was, którzy znali Pi, pamiętają o tej dacie i pewnie tak jak ja, chodzicie dziś od rana przygnębieni. Tak po prawdzie, ja jestem nieswoja już od tygodnia, boli mnie brzuch, pocą się dłonie, a w nocy śnią się sny smutne i przerażające. Niby człowiek nie myśli, a jednak - owszem. Mózg cały czas przetwarza, nawet podświadomie, a im bliżej rocznicy, tym gorzej na duszy i ciele. Mówią, że czas leczy rany. Ja wiem? Pomaga, to na pewno. Wygładza, wycisza, daje, nomen omen, czas aby nauczyć się żyć ze stratą i pomimo niej.

O tym dzisiejszy wpis. O Pi już pisałam rok temu, nie będę rozdrapywała.

Jak się żyje w cztery lata po?
Spokojniej. Wciąż dużo się myśli, ale inaczej. Pamięta się to, co dobre, a coraz słabiej to, co złe. Łatwiej się o tym rozmawia. Opowiada się anegdotki i uśmiecha pod nosem. Z rozbawieniem i dużą dozą czułości.

Nadal pamięta się dużo szczegółów. Głos, przyzwyczajenia, ulubiony zestaw ciuchów i nazwę goblina w internetowej grze. Imiona kolegów i historyjki z ich udziałem. Numery rejestracyjne białego Swifta. Że nie lubił kukurydzy i oscypka (a potem wmawia się Anty-Księciu, że to on ich nie lubi... :D).

Czasem nadal się płacze. Czasem się wzdycha. Jedzie się do Drugiego Taty, a tam na górze nasz gościnny pokój, na ścianie zdjęcie Pi, a na domu tablica "Ulica Gustafa". I się rozmyśla.

Piszecie mi, że jestem dzielna, silna, mega. To bardzo, bardzo miłe i daje pozytywnego kopa. Ale uwierzcie mi - inaczej nie można. Bo ma się szmat życia przed sobą, ma się rodzinę i przyjaciół, dla których jest się ważnym. Ma się większą świadomość tego, co jest w życiu ważne. I dla tego wszystkiego trzeba, ale i warto, wziąć się w garść.

6 komentarzy:

  1. Jesteś wspaniała. Nie wiem czy ja bym się podniosła. Wątpię. Mogłoby dla mnie zabraknąć prochów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usunęłam dubel :)
      Kurde, mnie się wydaje, że nie-podniesienie się nie ma sensu. Raz, że wystarczy jedna tragedia. Dwa - nie wiesz, ila masz siły, dopóki nie musisz jej całej użyć. A prochy fuj, ja się obeszłam bez. Mama i przyjaciele okazali się najlepszą z terapii.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pod tym względem jesteście razem z Mają moimi autorytetami. Jak się podnieść i dalej żyć

    OdpowiedzUsuń
  4. To strasznie trudne. Ale na szczęście jest szczęście.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super stwierdzenie - "na szczęście jest szczęście". Jest. Tzn. bywa ;) I trzyma na powierzchni.

      Usuń