sobota, 23 stycznia 2016

Jest moc... w akwarium

No tak! Przecież ja nie przedstawiłam Wam jeszcze najnowszego członka naszej rodzinki!

Tyle czasu akwarium stało puste. No, jedynie z glonojadami i ślimakami, które musiały uporać się z inwazją glonów, które uśmierciły nam neonki. Coś się popsuło, może wina nowej lampy, może temperatury... Nie wiemy. Najważniejsze, ze udało się to okiełznać. Baliśmy się dłuższą chwilę na nowo zarybiać. No, ale czas płynął, zbiornik zachowywał się wzorowo, człowiek zatęsknił za jakimś ruchem w akwarium (innym niż ruchy robaczkowe jelit naszego zbrojnika Odo...).

I tak oto, mąż poszedł po karmę dla psa, a przy okazji zakochał się bez pamięci i nie wrócił do domu sam. Przyniósł dorodnego, diabelsko czarnego... bojownika, a jakże! Czy ja już mówiłam, że one uzależniają??? Plus trzy niebieskie kobitki.

Na fali obecnych trendów kinowych, a także ze względu na barwę, nie było innej rady, imię samo się nasunęło - Vader, oczywiście. Po domowemu Vaderek. Przypomina naszego Tytusa - jest duży, gruby i władczy. Radzi sobie z babami. Gniewko był jak Eric Forman - był chudy, miał drobne nadgarstki i zapewne też myślał, że rękawica baseballowa to czapka ;). Ten jest jaki być powinien, męski. A do tego jaki piękny - sami popatrzcie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz