poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego, co może dać ci sąsiadka...

Mieszkając w mieście, w bloku, nie da się nie mieć sąsiadów. Tupią po suficie, wiercą za ścianą, palą na klatce i leją z balkonu wodę na łeb. Sąsiedzkie niesnaski już od czasów Kargula i Pawlaka, a pewnie i dawniej, są źródłem inspiracji dla twórców seriali oraz satyryków wszelkiej maści. W realu jednak, nie jest aż tak śmiesznie.

Kilka historii, własnych i zasłyszanych. Na Mokotowie sąsiad przebił nam się wiertarką do łazienki. Zdziwko straszne, ale OK, naprawił.
Tu, w Olsztynie, mamy niezły przegląd osobliwości. Dziadek z drugiej klatki uparcie zajmuje podjazd pod jakiś garaż/ magazyn. Nie jest to bynajmniej miejsce parkingowe, ale widocznie jego pradziad parkował tam wóz drabiniasty, a przodkowie pasali tam krowy, więc dziadkowi to miejsce się po prostu należy. Dziadek posiada dwa auta, Matiza i Yariskę. Ten pierwszy służy li tylko jako zajmowacz miejsca, coby nikt niepowołany się tam nie zaparkował. Gdy dziadek i babcia jadą na zakupy, Matiz jest spuszczany w dół miejsca, a gdy wracają, rytualnie odpalany by miejsce Yarisce dać. Paranoja...

Znów samochody. W zeszłym roku nasz Ford stoczył się z parkingu na ulicę. Coś się porąbało z ręcznym, bieg spadł, no pech. My nieświadomi. Po południu zagaduje mnie "życzliwy" sąsiad, czy my nie mamy Forda, bo się stoczył i laweta go zabrała... Była policja, grubsza sprawa. Znajomi policjanci mówią, że szukali właściciela, pytali sąsiadów, licznie zgromadzonych, nikt nic nie wie, nie zna, widzą ten samochód pierwszy raz i są zbyt starzy i chorzy by popukać po sąsiadach i popytać...

I znów. Trzymamy teraz auta na parkingu strzeżonym, ale zdarza się na chwilę zostawić pod domem - bo ciężkie zakupy, bo dziecko... Potem człowiek odjeżdża i widzi sąsiada, który leci na łeb, na szyję, przestawić swoje auto o 3 miejsca, na to właśnie zwolnione, byle bliżej klatki... No ze im się chce kikować w oknie, lecieć i odpalać samochód aby przestawić o te kilka metrów... Że nie szkoda paliwa i silnika...

Sąsiad "życzliwy". Mieszkają tu już tylko jego rodzice, ale wpada. Ma córkę trochę starszą od Kaliny i wózek. I tenże wózek MUSI stać na klatce. Pod skrzynkami, w samym przejściu do piwnicy. Z której to ja dwa razy dziennie wyciągam i dwa razy wciągam swój wózek. I muszę tego ich grata (bo niesterowny strasznie) przesuwać, targać, a tu mój wózek, pies... Prośby o stawianie w piwnicy nic nie dają. MUSI stać pod skrzynką...

Psy. Wszędzie zakaz wyprowadzania, emeryckie oczy zawsze czujne w oknach i "bo my tu już ammy dość SWOICH piesków"... No i sierść. Syf na klatce, błoto, psie kupy rozmazane, a na naszych drzwiach kartka, że sierść leży... No leży, odkurzamy, ale i tak się pyli...

Kiedyś musiał mi wypaść na klatce z wózka paragon ze sklepu. Ktoś zadał sobie trud, by zamiast po prostu wyrzucić do śmieci, przeczytać, po pozycji "pampersy" dojść, że to nasz paragon, i ostentacyjnie wepchnąć go nam do skrzynki na listy...

U mojej Sis. W bloku dwa typy mieszkań - dwu i trzypokojowe. I niepisana umowa - pod blokiem mogą parkować tylko posiadacze mieszkań dwupokojowych. Ci bezczelni uzurpatorzy, którzy jakimś niezrozumiałym fartem mają trzeci pokój i tak mają za dobrze, niech parkują daleko! Bo im się w d***** poprzewraca do reszty! A zaparkuj wbrew umowie - zaraz kartka z ostrzeżeniem "następnym razem ta wiadomość będzie napisana gwoździem"...

Skąd w ludziach tyle zawiści i taki brak życzliwości?! Skąd taka małość? Dlaczego tak trudno postarać się, aby wszystkim żyło się milej i lżej?

Żeby nie było, są wyjątki. Moi rodzice mają w porządku sąsiadów. Nasi zza ściany też są OK, córka sympatyczna, odbierają czasem nasze paczki od kuriera (a my ich), pogadasz. Nie można tak zawsze...?

A jak tam Wasze sprawy sąsiedzkie?
obrazki z internetu

2 komentarze:

  1. Sąsiedzi to w moim przypadku temat drażliwy, są za głośno. Na nic zdały się prośby, tłumaczenie, że się "niesie", że noc nie jest porą na przyjmowanie gości, jak grochem o ścianę. Trzeba było wytoczyć bardziej konkretne argumenty i zatrudnić prawnika, bo na przyjazdy policji też zdawali się być odporni, pomagało, ale na krótko. "Sąsiedzi" mieszkanie wynajmują, więc mam nadzieję, że z drobną "pomocą" zmienią lokal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety takie jest życie. dlatego lepiej zyc w domu

      Usuń