No bo znowu szpinak. Co ja poradzę, że mnie tak do niego ciągnie... Całymi latami nienawidziłam tego zielonego paskudztwa, a nagle polubiłam i teraz chyba nadrabiam.
Jak na piątek przystało - z rybą.
- szpinak
- odrobina wędzonego łososia
- śmietanka 18%
- sól
- pieprz
- ząbek czosnku
- makaron
A poza tym, to marzec się zreflektował, że się kończy i postanowił to zrobić z przytupem. Dziś było wszystko - słońce, wiatr, deszcz, grad, a teraz jakiś śnieg się przypałętał. Bleee...
A pani pies jak na złość przechodzi samą siebie w ilości energii. No miota nią jak szatan! Nawet ja - a kto mnie zna, ten wie, ze szybko chodzę - czasem dostaję przy niej zadyszki. Ewa ochrzciła ją "Justynką", bo biega zamaszyście i w pochyle niczym Justyna Kowalczyk. Strasznie mnie ta ksywka bawi i rozczula.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz