Szczęśliwie udało się dobić do wieczora. Bolą mnie mięśnie, o których istnieniu już zapomniałam - czyli jak zwykle instruktorka Asia stanęła na wysokości zadania.
Gimnastyka fachowo nazywa się body art i jest czymś w stylu połączenia elementów pilatesu, jogi i stretchingu. Niby takie tam sobie statyczne ćwiczenia i dużo oddychania, a jednak wychodzi się zgrzanym i na trzęsących się nogach. I ma się ochotę na powtórkę :)
A po powrocie - jeszcze trochę gotowania. Miał być znów krem z cukinii, ale jednak nastąpiła zmiana planów.
Totalna improwizacja, ale za to jaka smaczna!
Naleśniki:
- pół szklanki mąki pełnoziarnistej (u mnie orkiszowej)
- łyżeczka oliwy z oliwek
- mleko sojowe (na oko - do uzyskania pożądanej gęstości ciasta)
- cukinia
- garść zielonego groszku
- pół szklanki bulionu warzywnego
- ząbek czosnku
- 2 łyżki sosu sojowego
- pół łyżeczki kurkumy
Moja subiektywna ocena: dobre, świeże. Naleśniki, o dziwo, smaczne! A tak się bałam z powodu tego mleka sojowego... Jak dla mnie, sos powinien być mocniej doprawiony. następnym razem będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz