Dziwnie z tą miłością...
Nie, nie będzie tu o love story. Ale o innej miłości, takiej, której się nie spodziewałam, która po prostu przyszła, którą dostałam, choć bałam się, jak to w ogóle będzie...
Byłam dziś u moich Drugich Rodziców. Tak, bo ja mam teraz aż czworo! Jestem wyjątkowa :)
I okazuje się, że nie musiałam się tak bać. A bałam się potwornie. Jak ja, jak oni, jak świat... Czy powinnam być, czy zniknąć. A teraz już wiem.
A że przy okazji było pysznie... No było! Bo moja Druga Mama gotuje rewelacyjnie, jak przystało na środek lasu, było grzybowo i jak przystało na region - rybnie. Mniam! O cieście nie wspomnę, bo musiałabym zacząć przeliczać to na kalorie. Na rybę zdecydowanie muszę wziąć przepis.
I jesteśmy rodziną, wiecie? Co prawda niepełną, obolałą, ale, kurczę, prawdziwą! Niesamowite...
Rodzice - jedni i drudzy - kocham Was!
Kaju, podziwiam choć nie zazdroszczę. Życie wystawiło Ciebie na straszną próbę. Trzymaj się, jako siłaczka na pewno dasz radę. Ania
OdpowiedzUsuńMoja Siłaczka...Podziwiam Cię, jesteś Wielka Mała. Em.
OdpowiedzUsuń