Wbrew pozorom nie będzie o niczym aż tak niezwykłym. Będzie o powrocie do jednego ze smaków dzieciństwa.
Jako, że na ogół żywię się zdrowo, i że moja postura pozwala mi czasem zaszaleć, uległam pokusie. Weszłam do naszej lokalnej piekarni, a tam, na blacie, kusiły swymi krągłościami... CHAŁKI! O mamuniu! Kilka dobrych lat nie jadłam chałki...
W domu krągłości musiały poddać się cięciu noża-mordercy (już tata wie, o którym mówię), powstałe kromeczki zostały posmarowane masłem i dżemorem. Och!
Aż chce się napisać poemat. "Oda do chałki"! Na pewno pan Białoszewski dałby radę. mogłoby się to zaczynać mniej-więcej tak:
Och, chałko,
Łka - ha! każdy do chałki!
Albo coś w tym klimacie ;)
Pozdrawiam wszystkich, u których wspomnienia lekcji polskiego z liceum wciąż powodują gęsią skórkę :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz