Znamy to wszyscy: ledwo znikną ze
sklepów znicze, pojawiają się choinki. Zewsząd słychać Jingle Bells. Półki
uginają się pod ciężarem dóbr do kupienia. Telewizja huczy od reklam – musisz
to kupić, twoje dziecko o tym marzy. Albo: weź kredyt na święta! Wszędzie
kolorowo, głośno i w nadmiarze. I w tym wszystkim my – zabiegani, rozdarci,
często zbyt zmęczeni, aby cieszyć się ze świąt.
A kiedyś było inaczej. Urodziłam
się w połowie lat 80 i jeszcze pamiętam siermiężne święta tamtego okresu. I
czasem wspominam z rozrzewnieniem. Nie było luksusów, przepychu, gadżetów. Ale
było o wiele bardziej odświętnie i magicznie.
Jak pamiętam tamte święta?
Pamiętam obskurne plastikowe
choinki. Drapaki na drewnianej kulce z trzema nóżkami. Charakterystyczny
zapaszek. Gałązki, które trzeba wpierw rozprostować. A na choince – ozdoby.
Bombki z dziurą, grzybki, szyszki i żołędzie. Kudłate zwierzątka z drucików. Ażurowe
plastikowe bombki. Podłużne cukierki. Lampki z żarówkami, a nie LED-owe.
Przezroczyste anielskie włosy i śnieg z waty.
Za to u moich dziadków była żywa
choinka. Pachniała jak las, świeciła lampkami sprzed 40 lat.
A tu, w ramach ciekawostki, nasza
pierwsza żywa choinka, rok 1993. koszmarna! Ale co się dziwić – po sztucznej
wydawała nam się z mamą taaaaaka piękna
:)
Święta w PRL to też odrobina
światła i kolorów w mieście. Wystawy sklepów z rachitycznymi chojakami,
łańcuchami i pustymi paczkami. Pamiętam do dziś papier warszawskich Domów
Centrum – biały w czarne logo: rozchodzące się promieniście linie i czerwona
kropka. Nosz szczyt szaleństwa! :) Wystawa w Smyku, ruchome figury i muzyka.
(foto: internet)
Nie pamiętam słynnych pomarańczy
i bananów. Pamiętam maminy kompot z suszu i sałatkę jarzynową. Dziś sama dążę
do odtworzenia idealnie tamtego smaku.
Pamiętam listy do Mikołaja. Oj,
długo wierzyłam w Świętego… do dziś nie rozwikłałam jednak tajemnicy jednej
Wigilii, kiedy to ani na moment nie opuściłam pokoju, a prezenty pojawiły się między
dwoma zerknięciami na choinkę. Pozostanie to zapewne tajemnicą na zawsze –
takim moim własnym okruchem magii…
Jak PRL, to i Mikołaj w
przedszkolu. Wszyscy to pamiętamy – był upiorny! Tak jak i przedszkolna choinka
– królowa drapaków, upstrzona łańcuchami z papieru.
Kolejne wspomnienie to Wigilie u
taty w pracy, 24-go rano. Tłum, gwar, jedzenie i cały korytarz toreb z
prezentami. A prezenty zacne :)
Święta w PRL były wyjątkowe.
Cieplejsze i piękniejsze niż świat dookoła. Skrzyły się zimnymi ogniami.
Pachniały domową kuchnią i smakowały starymi cukierkami, podkradanymi z
choinki. Szeleściły zgrzebnym papierem do pakowania. I brzmiały głosami
rodziny. Były piękne!