No tak, tytuł dramatyczny. Jestem prawdziwą drama queen, wiadomo nie od dziś.
Tak sobie rozmyślam i zdałam sobie sprawę, że moje jeździectwo powoli umiera śmiercią naturalną...
Cztery lata już nie trenuję. Kiedyś bywały i treningi co dzień. Jeździło się o 7 rano, wieczorem, dwa razy dziennie... No, intensywnie. I ten etap się skończył. OK, takie życie. Zmęczenie materiału, praca, brak czasu, sprzedaż Sarki - to wszystko miało wpływ na ten stan rzeczy. Pogodziłam się z tym, ba, nawet się w tym odnalazłam. W Kieźlinach znaleźliśmy z Łosiem spokój i swój rytm. Było dobrze.
A dziś znów się zastanawiam, czy to jeszcze ma sens. Albo nie - bo sens ma, wręcz sens życiu nadaje - raczej: czy ma rację bytu.
Macierzyństwo nie zostawia wiele czasu i miejsca na inne sprawy. Pochłania bez reszty, nawet, jeśli próbuję wyrwać coś dla siebie. Po prostu takie ma prawo. Maleńki człowiek jest w 100% zależny od nas. Sam nic nie może. Sam nie przetrwa.
Rzeczywistość materialna też nie daje o sobie zapomnieć. Muszę do pracy, nawet na te 2h dziennie. Cieszę się, bo kocham moją pracę, ale znów nie pozwoli to na konie. Pozostają weekendy. Ale co to za praca z koniem tylko w weekendy? Ani dla konia, ani dla mnie. Żadna.
Mój koń zresztą też coraz mniej do roboty się nadaje. Postarzał się. Może 17 lat to jeszcze nie kaplica - ba, czempiony chodzą jeszcze Grand Prix w tym wieku - ale jemu już lata doskwierają. Po kontuzji nie odbudował mięśni - zresztą, nigdy nie miał ich na piątkę - stawy bolą na jesień, grzbiet słaby. Nie mam prawa od niego niczego wymagać.
Czuję się rozdarta między domem i poczuciem obowiązku a zewem wolności i tęsknotą za tym, co było. Rozsądek podpowiada, że czas odwiesić konie na kołek i może kiedyś wrócić. Bo to kosztuje majątek, zabiera czas i jeszcze jest do tego mało bezpieczne. A serce wyje, bo bez koni zostanę człowiekiem bez pasji, zamknę rozdział będący tak naprawdę większością książki...
Co zwycięży - serce czy rozum? Czy przyjdzie mi pożegnać się z jeździectwem? Bo z koniarstwem na pewno nie. To zostaje w człowieku - miłość do zapachu chrap, ciepła olbrzymiego cielska i uczucia szczęścia i wolności, kiedy galopujecie lasem - tylko ty i twój koń...
Witaj w świecie siłaczki! Siłaczka jest nauczycielką angielskiego, niedużą ciałem, acz wielką duchem babką, która stara się wziąć byka za rogi i się nie dać :) Zapraszam do czytania, komentowania, próbowania moich smakołyków, dzielenia się spostrzeżeniami, chwalenia się, narzekania - no, co komu w duszy gra :)
niedziela, 28 września 2014
Dowcip z rana jak śmietana!
Mój mąż od rana:
"Tak a propos tych wszystkich ruchów ANTY (antyszczepiennych, antyporodowych). Czekam, aż pojawi się ruch antypolarowy. Bo polar to przecież takie sztuczne. Autyzm gwarantowany!"
Na co ja:
"No ale weź - sztuczny, ale dobry, bo żadne zwierzę nie ucierpiało".
Małż:
"A skąd wiesz? Nie wiadomo, z czego robią suwaki! Może użyto abortowanych szczeniąt z lat 30???"
Padłam. Zarżałam i padłam.
"Tak a propos tych wszystkich ruchów ANTY (antyszczepiennych, antyporodowych). Czekam, aż pojawi się ruch antypolarowy. Bo polar to przecież takie sztuczne. Autyzm gwarantowany!"
Na co ja:
"No ale weź - sztuczny, ale dobry, bo żadne zwierzę nie ucierpiało".
Małż:
"A skąd wiesz? Nie wiadomo, z czego robią suwaki! Może użyto abortowanych szczeniąt z lat 30???"
Padłam. Zarżałam i padłam.
piątek, 26 września 2014
Fitness dla mam
Nie, nie zapisałam się na aerobik z bobasem. Nie uprawiam też wymachów i wypadów przy wózku, jak to proponuje poczytne pisemko dla matek - już widzę miny przechodniów i wykonalność powyższego z psem.
Cały dzień to zestaw ćwiczeń! Profesjonalnych :)
Cały dzień to zestaw ćwiczeń! Profesjonalnych :)
- podnoszenie ciężarów. A raczej - ciężaru. Obecnie ponad 5,5- kilowego i będzie cięższy. Z różnych wysokości.
- targanie 14-kilowego wózka z i do piwnicy.
- bieganie po schodach - zostawić dziecko w domu, lecieć po wózek, po dziecko, z dzieckiem do wózka, po psa, razem na dwór...
- dłuuuugie spacery tempem półbiegowym - weź wytłumacz psu, że wolniej... Wciąż pod górę, bo takie mamy ukształtowanie terenu.
- w domu biegi z obciążeniem - bo trzeba zanieść córę w leżaczku za sobą do kuchni, łazienki... Bez tego nie rozwieszę prania ani nie obiorę kartofli ;) Wyrabia bajseps jak 150!
- biegi na czas - dziecko śpi, to teraz szybko: pralka, suszarka, zmywarka, mycie włosów...
- bieg miejski z wózkiem i ciężką siatą zakupów
- mycie zębów z jednoczesnym huśtaniem leżaczka za pomocą nogi; ćwiczy mięśnie i koordynację!
wtorek, 16 września 2014
Jesień w mieście
Jak już pisałam - jesień nam się zakrada!
Lubię moje osiedle.
Lubię wyjść z domu z aparatem. To też sposób na chwilę dla siebie - choć niełatwo operować wózkiem, smyczą i jeszcze obiektywem ;)
I na koniec jeszcze taki "widoczek"
Lubię moje osiedle.
Lubię wyjść z domu z aparatem. To też sposób na chwilę dla siebie - choć niełatwo operować wózkiem, smyczą i jeszcze obiektywem ;)
I na koniec jeszcze taki "widoczek"
niedziela, 14 września 2014
Non, rien de rien...
...non, je ne regrette rien, śpiewała Edith Piaf. Czyli, oczywiście, że niczego nie żałuję.
Jak to jest w życiu z tym żałowaniem? Jak to jest z decyzjami - zwłaszcza tymi dużymi, poważnymi? Czy faktycznie nie należy się oglądać za siebie i wierzyć w ich słuszność? Bo tak się staram. Wierzyć, że coś w końcu spowodowało taką, nie inną decyzję i że, będąc chyba dość rozsądną i praktyczną osobą, miałam słuszność w swych wyborach. A jednak człowiek ma skłonność do wracania w przeszłość, do rozgrzebywania ran, do rozpamiętywania...
Czego nie żałuje Siłaczka?
Nie żałuję wybrania takiej a nie innej drogi zawodowej. Mimo marnych zarobków i innych kwiatków.
Nie żałuję przeprowadzki. Kocham Olsztyn i nie chcę wracać do stolicy.
Nie żałuję decyzji o wyjściu za mąż. Najlepszy wybór w życiu!!!
A czego Siłaczka żałuje?
Na pewno sprzedania Sary. Na tamten moment była to słuszna decyzja. co nie znaczy, że się z nią w 100% pogodziłam. Może i ten koń się u mnie marnował, bo nie umiałam wykorzystać jej potencjału. Może... Ale była (jest) najpiękniejszym z koni, do tego mądrym, jezdnym, wrażliwym. I ktoś inny już z tego korzysta, kogo innego wita chrumkanie z nosem w żłobie i strzyżenie zagiętych, orientalnych uszek...
Nie umiem nie myśleć, co by było, gdyby nadal była moja. Nie umiem nie zazdrościć temu, kto obecnie jej dosiada.
Żałuję przerwania nauki francuskiego. Tyle umiałam, a teraz to sobie popada w niebyt. Muszę wrócić!
Żałuję paru słów, które padły. I paru, które paść nie zdążyły. Pierwsze udało się naprawić. Drugiego nie uda się nigdy.
Są też rzeczy, których czasem mi żal, a czasem nie. Typowa ja, wiecznie rozdarta wpół drogi.
Treningi. Dobrze mi bez nich, a jednak jest to ukłucie zazdrości, gdy inni jeżdżą, startują, progresują.
Konie jako takie. Bez koni - kimże bym była bez koni? Na pewno nie sobą, nie taką, nie tutaj. Ale o ile łatwiej, taniej, lżej... Tylko - czy o to w życiu chodzi? Aby się przez nie prześlizgnąć najlżej jak się da?
Mawiam - po Łosiu żadnego więcej konia. I część mnie w to wierzy. A część traci oddech na myśl o tym, że kiedyś go zabraknie i że wtedy skończy się świat. I planuje kupić kolejnego.
Macierzyństwo. Nie moja córka jako taka, bo ona jest najzarąbistsza na świecie, ale całość tego stanu. Nie umiem oszaleć na tym punkcie i jednoznacznie stwierdzić, że było warto.Może - jeszcze nie. Może potrzeba perspektywy lat, a nie półtorej miesiąca.
Zamiast brać życie jakim jest, ja analizuję. Rozpamiętuję. Może i szukam problemów tam, gdzie ich nie ma. Taką mam naturę i już.
Jak myślicie - to źle czy dobrze? Powinniśmy brać pod uwagę przeszłość i rozważać "co by było gdyby", czy iść nie oglądając się za siebie...?
Jak to jest w życiu z tym żałowaniem? Jak to jest z decyzjami - zwłaszcza tymi dużymi, poważnymi? Czy faktycznie nie należy się oglądać za siebie i wierzyć w ich słuszność? Bo tak się staram. Wierzyć, że coś w końcu spowodowało taką, nie inną decyzję i że, będąc chyba dość rozsądną i praktyczną osobą, miałam słuszność w swych wyborach. A jednak człowiek ma skłonność do wracania w przeszłość, do rozgrzebywania ran, do rozpamiętywania...
Czego nie żałuje Siłaczka?
Nie żałuję wybrania takiej a nie innej drogi zawodowej. Mimo marnych zarobków i innych kwiatków.
Nie żałuję przeprowadzki. Kocham Olsztyn i nie chcę wracać do stolicy.
Nie żałuję decyzji o wyjściu za mąż. Najlepszy wybór w życiu!!!
A czego Siłaczka żałuje?
Na pewno sprzedania Sary. Na tamten moment była to słuszna decyzja. co nie znaczy, że się z nią w 100% pogodziłam. Może i ten koń się u mnie marnował, bo nie umiałam wykorzystać jej potencjału. Może... Ale była (jest) najpiękniejszym z koni, do tego mądrym, jezdnym, wrażliwym. I ktoś inny już z tego korzysta, kogo innego wita chrumkanie z nosem w żłobie i strzyżenie zagiętych, orientalnych uszek...
Nie umiem nie myśleć, co by było, gdyby nadal była moja. Nie umiem nie zazdrościć temu, kto obecnie jej dosiada.
Żałuję przerwania nauki francuskiego. Tyle umiałam, a teraz to sobie popada w niebyt. Muszę wrócić!
Żałuję paru słów, które padły. I paru, które paść nie zdążyły. Pierwsze udało się naprawić. Drugiego nie uda się nigdy.
Są też rzeczy, których czasem mi żal, a czasem nie. Typowa ja, wiecznie rozdarta wpół drogi.
Treningi. Dobrze mi bez nich, a jednak jest to ukłucie zazdrości, gdy inni jeżdżą, startują, progresują.
Konie jako takie. Bez koni - kimże bym była bez koni? Na pewno nie sobą, nie taką, nie tutaj. Ale o ile łatwiej, taniej, lżej... Tylko - czy o to w życiu chodzi? Aby się przez nie prześlizgnąć najlżej jak się da?
Mawiam - po Łosiu żadnego więcej konia. I część mnie w to wierzy. A część traci oddech na myśl o tym, że kiedyś go zabraknie i że wtedy skończy się świat. I planuje kupić kolejnego.
Macierzyństwo. Nie moja córka jako taka, bo ona jest najzarąbistsza na świecie, ale całość tego stanu. Nie umiem oszaleć na tym punkcie i jednoznacznie stwierdzić, że było warto.Może - jeszcze nie. Może potrzeba perspektywy lat, a nie półtorej miesiąca.
Zamiast brać życie jakim jest, ja analizuję. Rozpamiętuję. Może i szukam problemów tam, gdzie ich nie ma. Taką mam naturę i już.
Jak myślicie - to źle czy dobrze? Powinniśmy brać pod uwagę przeszłość i rozważać "co by było gdyby", czy iść nie oglądając się za siebie...?
sobota, 6 września 2014
Jeszcze lato
No tak - w lesie jeszcze jest lato. Na osiedle już zagląda jesień, czerwieni jarzębinę, obciąża gałęzie kasztanami i sypie liście.
W lesie wciąż zielono i duszno.
Pies znów dał czadu. Kocham patrzeć, jak ona biega. Widać, ze to jest jej żywioł. Pani weterynarz zaleciła pomału oszczędzanie się, bo już 6 lat na psim karczychu i stawy nie te... Ta, niech to wytłumaczy Lilaczkowi!
pies wybiegany, my przespacerowani, dziecko wywietrzone. Teraz dziewczynki obie drzemią, mąż w kuchni prokuruje doskonałą carbonarę, a niżej podpisana... no, niżej się podpisuje ;)
Tak pięknie!
W lesie wciąż zielono i duszno.
Pies znów dał czadu. Kocham patrzeć, jak ona biega. Widać, ze to jest jej żywioł. Pani weterynarz zaleciła pomału oszczędzanie się, bo już 6 lat na psim karczychu i stawy nie te... Ta, niech to wytłumaczy Lilaczkowi!
pies wybiegany, my przespacerowani, dziecko wywietrzone. Teraz dziewczynki obie drzemią, mąż w kuchni prokuruje doskonałą carbonarę, a niżej podpisana... no, niżej się podpisuje ;)
Tak pięknie!
środa, 3 września 2014
...
Taki piękny dzień, a smutno.
Dziś byłyby trzy lata. Było tylko pół.
Pi, gdziekolwiek teraz jesteś, mam nadzieję, że wspominasz tak samo, jak ja.
Dziś byłyby trzy lata. Było tylko pół.
Pi, gdziekolwiek teraz jesteś, mam nadzieję, że wspominasz tak samo, jak ja.
wtorek, 2 września 2014
Update
No tak, ciężko nie pisać o dziecku, jak jest ono głównym punktem dnia. 90% czasu z nią. Powoli zaczyna się dziać coś innego, ale to z naciskiem na "powoli". Niemowlak jest potwornie absorbujący. Coraz mniej śpi w dzień, a jak nie śpi, to chce być na rękach/ kolanach, chce oglądać, zwiedzać, gadać, podskakiwać, byle nie leżeć.
Od wczoraj mam "pomoc" w postaci leżaczka. Chwila odpoczynku dla mnie.
Poza tym - rośnie w tempie zastraszającym, je jak dzika, dźwiga głowę, zaczyna łapać zabawki i się uśmiechać. Jest też złośnicą straszną.
Mam miesiąc, tydzień i dzień i taka jestem!
Od wczoraj mam "pomoc" w postaci leżaczka. Chwila odpoczynku dla mnie.
Poza tym - rośnie w tempie zastraszającym, je jak dzika, dźwiga głowę, zaczyna łapać zabawki i się uśmiechać. Jest też złośnicą straszną.
Mam miesiąc, tydzień i dzień i taka jestem!
Subskrybuj:
Posty (Atom)