I znowu koniec lipca, po raz czwarty wspominamy pamiętny wieczór, kiedy złe samopoczucie zrzuciłam na sok z rabarbaru... Do dziś u nas w domu funkcjonuje żart, że po rabarbarze się rodzi...
W środę córu skończyła cztery lata. Cztery!!! Szok i niedowierzanie.
Mówię Wam - takich urodzin jeszcze nie mieliśmy. Kalina od dwóch tygodni męczyła nas wiele razy dziennie kwestią urodzin, a ja myślałam, że jeszcze raz usłyszę słowo "prezenty" a skoczę oknem. To chyba pierwsze takie w pełni świadome urodziny, z pojęciem przeszłości i przyszłości odliczaniem dni i planowaniem.
Sobota była dniem imprezy, dziecina z podniecenia wstała po 6 i obudziła moją mamę stojąc przed nią w koronie, bransoletkę. Królowa jest tylko jedna.
Najechało nam dziadków, w tym roku wszyscy. Tyłu gości na raz jeszcze nie mieliśmy. Kalina dostała szałowe prezenty, był tort z Elsą i Anną. Były baloniki i proporczyki. Była specjalnie na tę okazję kupiona suknia. Jubilatka wymęczona do granic, przyjęcie przypłaciła solidną histerią. Ale warto było, bo przez ten jeden dzień była prawdziwą królową.
A na koniec takie porównanie. Różnica czterech lat, pół metra i 13 kilo :)
Rośnij szczęśliwa, córu!
Wszystkiego najlepszego i dużo zdrówka dla Solenizantki. Cztery lata to świadomy wiek, wie się czego chce.
OdpowiedzUsuńZdjęcie porównujące bardzo pomysłowe i na przyszłość.:)
Wszystkiego najlepszego.
OdpowiedzUsuń