Drodzy Czytacze, luksus nad luksusami, wypas nad wypasami. Państwo poszli do kina! Pierwszy raz od jakichś trzech lat!!! No bo jak tu chodzić, jak nie ma z kim zostawić potomkini, a seansów dla mam w naszej Pipidówce nie ma...
Moja mama, najlepsza z najlepszych, jak zwykle okazała się godna powyższego tytułu i, korzystając z ferii, przybyła, zobaczyła i... no, w sumie zwyciężyła, a na pewno poradziła sobie śpiewająco z opieką nad wnuczką. A rodzice jak z procy, jak charty ze smyczy, wypadli do kina. Po trzech latach abstynencji, wybór filmu to nie lada zagwozdka, człowiek chciałby nadrobić, a pewnie nigdy nie nadrobi... Padło na "Sztukę kochania", bo bardzo chwalone, co nie tak często się zdarza w polskim kinie. Nie zawiedliśmy się, film bardzo dobrze zagrany, nakręcony i okraszony muzyką, z humorem, ale i refleksją... Sceny jak na polskie kino dość ostre, ale do przeżycia, zwłaszcza, że raczej temat i postać bohaterki moze coś - niecoś sugerować.
Po kinie rura do domu, zaopatrzeni w kolejną Maszę w saszetce dla dzielnej porzuconej córu. Dla babci uściski i zwolnienie do domu.
Cudownie złapać chwilę oddechu. Chwilę normalności. Chwilę bez kreskówek, ksiażeczek, kucyków, serka białego i buły z majonezem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz