Pani Marta zawsze mówi, że Łoś jest mądrym koniem. Że, na przykład, "nie wciska się między wódkę a zakąskę". Czyli: nie włazi w środek konfliktu. Za to ładnie konflikty w stadzie rozładowuje. Miał swego czasu nawet ksywkę okolicznościową "sołtys".
Łoś może i jest panikarz i wypłoch, ale o siebie umie zadbać. Mierzy siły na zamiary. Nie szarżuje.
Mija właśnie jego "okres ochronny" po ostatnich przejściach zdrowotnych. Okres, w którym miał się bardzo oszczędzać, kiedy trawę dawkowaliśmy mu stopniowo, kiedy miał być na diecie wyłącznie sienno-trawiastej. Pora powoli myśleć, co dalej. I tak jak dotąd Łoś godził się z losem, nie protestował, potulnie przyjmował i samotność, i krótki czas pastwiskowania, i stanie w boksie, tak w ten weekend pokazał nam dobitnie, że już pora wrócić do starego porządku. Znów jest sobą. Hardy, silny, chamski. Znów ciągnie na uwiązie, a wczoraj pod pretekstem spłoszenia uciekł mi z myjki i poleciał do koni. Zatem dzis poszedł do swoich kolegów, Pioruna i Winnera. Myślę, że się pamiętają. Dla zasady, było jedno kwiknięcie i ze dwie rundki kłusem. A potem już wsadzili paszcze w trawę.
Pacjent już wygląda nieco lepiej. Zahodował brzuch, żebra i zad zaczynają się trochę wypełniać. Widać, jakiej jakości jest trawa i siano w Kieźlinach :D.
Po tonie wpisu "słychać", że jak Łosiek zdrowszy to i Siłaczka radośniejsza :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko już ok, pozdrawiam :)
Oj, tak. On jest trochę jak moje dziecko i bardzo mocno przeżywam to, co się z nim dzieje.
Usuń