Teraz modne stało się noszenie dzieci. Od noworodka, rodzice chustują. I dobrze. Zaspokajają potrzebę bliskości małego pisklaka, a sami mają wolne ręce.
Ja poległam w walce z chustą. Nie na moją nikłą cierpliwość. A, ze córa jest nieodrodną moją potomkinią... No, nie wyszło. Ale i tak chcę nosić. Kupiłam nosidło ergonomiczne Manduca. Jak na kawałek płótna z szelkami, potwornie droga impreza. Ale opłacalna. Jest tak zaprojektowane, aby dzieciak w nim siedział anatomicznie, a nie zwisał na, pardon, kroczu. Pozycja żabki, okrągłe plecki, podparty kark. A z punktu widzenia noszącego - wygodny, szeroki pas w talii i wyściełane szelki. Fajna sprawa.
Można nosić w domu, podczas odkurzania czy wieszania prania. Można nosić idąc do sklepu. Można iść tak z psem. I można wyżyć, jak się zamknie klucz od piwnicy razem z wózkiem w... piwnicy :). Teraz już sama czasem wybieram nosidło zamiast wózka, nie muszę taszczyć żelastwa po schodach.
Na razie noszę klasycznie na brzuchu. Linka jest już na tyle sztywna i długa, ze siedzi komfortowo. Kiedyś przyjdzie czas na "plecak" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz