Takie to życie. Nie ma już Tytusa. Starość i choroba go dopadły i przebywa już w Krainie Wiecznych Łowów.
Ale bojowniki uzależniają. Chce się mieć kolejnego. I kolejnego. I tak dalej.
Od dziś mamy Gniewosza. Tym razem wściekła czerwień. Jest piękny i naprawdę bojowy.
Razem z nim przyszły kolejne dwie samiczki - obie niebieskie! Mamy już 3 :) Ale każda inna - nasza stara jest duża i lekko fioletowa, a nowe: jedna jasna i pękata (przez co nazwana przeze mnie Imbryczkiem), a druga zupełnie jak Tytus.
A, no i kokos przyszedł. Schron taki. Cocomo zwany ;)
Witaj w świecie siłaczki! Siłaczka jest nauczycielką angielskiego, niedużą ciałem, acz wielką duchem babką, która stara się wziąć byka za rogi i się nie dać :) Zapraszam do czytania, komentowania, próbowania moich smakołyków, dzielenia się spostrzeżeniami, chwalenia się, narzekania - no, co komu w duszy gra :)
sobota, 25 października 2014
niedziela, 19 października 2014
Łosiowo mi!
Tak na przekór temu, co się dzieje i o czym ostatnio pisałam. Łosiowo mi i już. Powoli przywykam do naszych jedynie weekendowych spotkań. Powoli się z tym godzę i uczę cieszyć się z tego, co mam.
Mija 12 lat, odkąd jest Łoś. 12!!! Kawał czasu! I z każdym rokiem lubię tego Dziada coraz bardziej. I coraz lepiej mi z nim. I coraz bardziej boli myśl, że kiedyś zniknie.
Kradnę życiu krótkie chwile w stajni. Ładuję akumulatory. Kocham mojego konia szybko i na zapas.
A tak to teraz Łosiowe życie wygląda: spacery, pieszczoty, pasienie i koledzy. A nadal jak mnie widzi, to zostawia wszystko i przychodzi. Mój kochany...
Zdjecia, jak widać, są arcydziełem fotografii komórkowej... No cóż, jak się nie ma, co się lubi... ;)
Mija 12 lat, odkąd jest Łoś. 12!!! Kawał czasu! I z każdym rokiem lubię tego Dziada coraz bardziej. I coraz lepiej mi z nim. I coraz bardziej boli myśl, że kiedyś zniknie.
Kradnę życiu krótkie chwile w stajni. Ładuję akumulatory. Kocham mojego konia szybko i na zapas.
A tak to teraz Łosiowe życie wygląda: spacery, pieszczoty, pasienie i koledzy. A nadal jak mnie widzi, to zostawia wszystko i przychodzi. Mój kochany...
Zdjecia, jak widać, są arcydziełem fotografii komórkowej... No cóż, jak się nie ma, co się lubi... ;)
niedziela, 5 października 2014
Mycyny!
Udało się! Pojechaliśmy do Mycyn!
Mycyny to maciupka wieś bodajże 8 km od Olsztynka. Kilka gospodarstw i już. A dla mnie to moja mała oaza spokoju, moje miejsce na ziemi. Takie, do którego wciąż wracam.
Pierwsze spotkanie z Mycynami to Majówka 2000, kiedy wszystko było jeszcze w powijakach, dom w rekonstrukcji, stajnia mała, las dziki. Ale cudowni, ciepli gospodarze i piękno okolicy kazało wrócić. W 2003 r. miesiąc wakacji już z Łosiem. Potem jeszcze 4 lata tak samo. Co roku te same twarze, wspaniała atmosfera i kuchnia, po której wracałam 3 kilo cięższa. Tak, mnie też można utuczyć :)
Dziś jest już nieco mniej kameralnie. Stanęła piękna, wielka, drewniana hala do jazdy. Powstał pensjonat dla koni. ludzi więcej, co i rusz szkolenia i konsultacje jeździeckie. A jednak ciepło i serdeczność te same. No i wspomnień czar. I najpiękniej pachnący las - pachnie moimi beztroskimi czasami, latami świetności Łosia niańczącego źrebaki Sławka i galopującego po lesie.
Dzisiaj pierwszy raz widziałam Mycyny jesienne. Pierwszy raz byłam tam z Kalinką i Lilaczkiem.
Ulu i Sławku, super, że jesteście! Bądźcie!
PS. dziękujemy za gościnę i ciacho.
Mycyny to maciupka wieś bodajże 8 km od Olsztynka. Kilka gospodarstw i już. A dla mnie to moja mała oaza spokoju, moje miejsce na ziemi. Takie, do którego wciąż wracam.
Pierwsze spotkanie z Mycynami to Majówka 2000, kiedy wszystko było jeszcze w powijakach, dom w rekonstrukcji, stajnia mała, las dziki. Ale cudowni, ciepli gospodarze i piękno okolicy kazało wrócić. W 2003 r. miesiąc wakacji już z Łosiem. Potem jeszcze 4 lata tak samo. Co roku te same twarze, wspaniała atmosfera i kuchnia, po której wracałam 3 kilo cięższa. Tak, mnie też można utuczyć :)
Dziś jest już nieco mniej kameralnie. Stanęła piękna, wielka, drewniana hala do jazdy. Powstał pensjonat dla koni. ludzi więcej, co i rusz szkolenia i konsultacje jeździeckie. A jednak ciepło i serdeczność te same. No i wspomnień czar. I najpiękniej pachnący las - pachnie moimi beztroskimi czasami, latami świetności Łosia niańczącego źrebaki Sławka i galopującego po lesie.
Dzisiaj pierwszy raz widziałam Mycyny jesienne. Pierwszy raz byłam tam z Kalinką i Lilaczkiem.
Ulu i Sławku, super, że jesteście! Bądźcie!
PS. dziękujemy za gościnę i ciacho.
czwartek, 2 października 2014
Rzecz o ksywkach
Zauważyliście, ze nadajemy zwierzakom masę ksyw i zdrobnień? To takie wdzięczne, móc się zrealizować słowotwórczo, a taki pies/ kot/ koń nawet nie wie, że się z niego trochę naigrywamy.
Snup był nosicielem wielu. Oj, wielu. Pamiętam tylko kilka:
Snup był nosicielem wielu. Oj, wielu. Pamiętam tylko kilka:
- Lej po bombie
- Matollo 13
- Molto Bene Kretino
- Kretino Grosso
- Krzywa Nóżka
- Słupek
- Smutek (to wymyśliła moja kuzynka Anetka)
- Lilaczku
- Lilku
- Lilaczuczu
- Śmaczku
- Buraczku
- Krzaczku (czyli wszelkie rymy do Lilaczka)
- Laczku/ Laczu
- Pani Lilaczko
- Bąkulku
- Pąkulku
- Pasożycie (vel Pasożydzie, aczkolwiek to baaaardzo niepoprawne politycznie)
- ostatnia twórczość męża mego: "te, bakteriowóz!"
- Łosiu (nie, on nie ma tak na imię)
- Łososiu
- Łoniu
- Łosinku
- Łosiulku
- Chudy
- Pyro
- Wujaszku
- Panie koniu
- Córu
- Linka
- Sralinko
- Bąkulku/ Pąkulku (ja chyba mówię tak do wszystkich swoich podopiecznych...)
- Alieniku/ Ufoludku (bo rano jak się budzi, to wygląda jak alien - duża głowa i te wielkie, migdałowe oczyska)
- Kaliszku. Nasze ulubione. Tak, od Ryszarda Kalisza ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)