Treści też będzie mało, będą zdjęcia.
Niedziela taka, jakie niedziele być powinny: pogodna (choć rano lało), leniwa i z wycieczką.
Nosi mnie. Jednak jakieś tam geny tatusia się odzywają i jak mam spędzić weekend w domu, to czuję się chora :).
Dziś obskoczyliśmy Lidzbark Warmiński i niedalekie Kłębowo, gdzie Luby spędzał czas będąc na wykopaliskach. Jezioro jak jezioro, za to ludzi znacznie mniej niż wczoraj nad Gimem, można było bezkolizyjnie usiąść i się zrelaksować.
Lidzbark jest dziwny. Średniowieczne uliczki i domy pobudowane na murach tuż obok obskurnych bloków. Historia zapisana w budynkach. Ale tak miło cicho i spokojnie. No i dobrą rybkę zjedliśmy. I mąż kupił mi cudnego konika w lokalnej galerii. Czuję się rozpieszczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz