Pogoda nam dopisuje, mamy niemal lato, a jeśli dodać do tego fakt, ze nasze dziecko próbuje roznieść nam dom w drobny mak, to dojdziemy do jedynego słusznego wniosku - na dwór ją!
Od piątku zatem, intensywnie się wietrzymy. Dzięki temu powoli wracamy do kondycji, wychodzimy z pozimowego niechciejstwa, a wieczorami padamy jak muchy - dziecko nareszcie bez marudzenia, przed 21 samo domaga się położenia, a my chrapiemy nie tak dużo później.
W piątek stajnia, wczoraj stajnia i miasto, codziennie plac zabaw, a dziś - nasz ukochany skansen. Dziedziczka ucięła niedługą drzemkę już w drodze.
Na miejscu ruszyliśmy w znajome rewiry. Jak zawsze, czas na chwilę wyhamował i mieliśmy wrażenie, że nie płynie wcale. A jednak każda wizyta inna - inny moment roku, inna roślinność, no a teraz inny stopień interakcji dziecięcia z otoczeniem. Owce i kozy były jeszcze ponad Kalinkowe siły, za to kury, owszem. Młoda zasiadła na piasku i zdawała się czekać na przedstawienie.
Potem zaczęło się zwiedzanie właściwe. Początkowo "z pewną taką nieśmiałością", a potem całkiem już śmiało sobie poczynając, córu latała po kolejnych domkach, czerpiąc wyraźną radość z dudnienia drewnianych desek (och, ależ mi aliteracja wyszła!), przechodzenia przez progi oraz szurania dywanikami. Jeden z domków posiada nowe wyposażenie, specjalnie umieszczony zestaw mebli i sprzętów, które każdy może dotknąć. Kalina bez pardonu "dotknęła" więc zabawki, słomianą lalkę (okazała się lepsza nawet niż zabrana z domu Masza) oraz konika na kółeczkach.
Domki to radość nie tylko dla dziecka, rodzice również chętnie zerkają. Mnie tym razem kupiła chata przeniesiona z gminy Purda (wszak to tam będzie nasz dom!!!), pełna... skrzyń warmińskich! Czy ja już pisałam, ze je uwielbiam? Pisałam, wiem... Marzę, aby kiedyś mieć jedną u siebie...
Po wnętrzach, przyszedł i czas na trawing tak zwany. To niesamowite, jak bardzo dziecko potrafi zająć skubanie listków, grzebanie w ziemi czy tata wyskakujący zza drzewa. Gdzie my gubimy tę radość z małych rzeczy, kiedy dorastamy?
Dzień pełen wrażeń, od nadmiaru świeżego powietrza mamy czerwone nosy i ciężkie powieki. Do skansenu na pewno wrócimy, nie raz i nie dwa, bo to miejsce jest magiczne!
Stęskniłam się za właścicielką tych uroczych i jakże pasujących do miejsca ludowiankowych trampelówek :)
OdpowiedzUsuń